poniedziałek, 12 marca 2012
ADONAI
To będzie fragment z historii toruńskiego reggae. Kapela muzycznie praktycznie nie zaistniała - odbyło się tylko kilka prób. Ale ma swoje dość szczególne miejsce. Na oficjalnej stronie AFRYKA REGGAE FESTIVAL (dawniej AFICA IS HUNGRY) w historii festiwalu napisano, że impreza ta zrodziła się w głowach członków grupy ADONAI. Nigdy o tym w ten sposób nie pomyślałem, ale to fakt. Z sześciu członków kapeli trzech wymyśliło i organizowało pierwsze „Afryki…”, dwóch kręciło się gdzieś blisko (jeden jako fotograf, jeden jako podręczny elektryk) a tylko jeden nie miał z tym przedsięwzięciem nic wspólnego (jeśli nie liczyć faktu, żeby koncertu nie organizować w Wielkim Poście – pierwsza edycja miała miejsce w marcu, wszystkie kolejne już w styczniu). Cztery osoby chodziły wcześniej do jednej klasy w podstawówce.
Granie w kapeli to marzenie niejednego młodego chłopaka - ja nie byłem w tym względzie wyjątkiem. Rodzaj granej potencjalnie muzyki był oczywiście ustalony, należało tylko skrzyknąć chłopaków. Jesienią 1990 r. udało nam się znaleźć miejsce na próby w harcówce w moim ogólniaku, który dopiero co skończyłem. Miejsce dobre jak każde inne - przede wszystkim były tam szkolne instrumenty (jak choćby perkusja), a więc jeden problem z głowy.
Fragmenty zapisów z tamtych czasów:
28 wrzesień [1990]
Przed chwilą zadzwonił Paśniak ze wspaniałymi wiadomościami. Mamy lokal i sprzęt do grania reggae. I to u nas, w II LO, u p. prof. Wójcik. Ona podobno lubi reggae! Nigdy bym się tego nie spodziewał. Wizja tej regowej kapeli robi się coraz realniejsza.
3 październik, środa
W kapeli na basie grał będzie Robson von Javox. Wczoraj byłem u niego, po raz pierwszy od bardzo dawna.
10 październik
12 październik
ADONAI miał dziś swoja pierwszą próbę. Udało nam się, na ten jeden raz jak na razie, załatwić dwie congi. Niestety, sprzęt był tragiczny. Można było podłączyć tylko jedna gitarę. Ale i tak sobie trochę pograliśmy – fajnie było. Podoba mi się to i nadal będziemy grać. Dzisiaj to była taka tylko prowizorka, ale od następnej próby postaramy się już coś zagrać.
19 październik
Druga próba ADONAI – bez Karola i Robsona. Nagrywaliśmy to, bo wychodziły niezłe jaja – gitara, tamburyn, harmonijka i wokal. Dobra zabawa w sumie – i o to chyba właśnie nam chodzi.
Jak wróciłem z próby i jadłem kolacje były u mnie dwie osoby: Jarek W. i ta dziewczyna – blondyna w niebieskim płaszczu, która zawsze w kościele stoi za mną. Pytali się o jakiegoś Jarka z mojego rocznika, z krótkimi blond włosami. Powiedziałem im o Jankosiu, ale nie o tego im chyba chodził.
20 październik
Nagrałem sobie u Dziobola ten nasz wczorajszy koncert – za X lat będzie to historyczne nagranie zespołu ADONAI.
W telewizji był koncert Ziggy Marleya and Melody Makers. Początkowo zbytnio mnie nie zachwycał. Gościu już po pierwszym kawałku krzyknął „Ireee!”, ale prawdziwie cudowna była dopiero druga połowa. W sumie – dosyć dobre.
Już myślałem, że nic więcej dziś nie zapiszę, że już nic się dziś nie wydarzy, a jednak. Wpadła do mnie Gośka, ta przyjaciółka M. W ogóle nie chciała wejść, ale w końcu weszła na parę minut. Pożyczyłem jej płyty Burning Speara i B. Marleya.
Na plakacie wpisała się – „Hej Braciszku! – Gośka”.
24 październik
Znalazłem na plakacie jeszcze jeden napis:
„Nigdy nie mów że się boisz
Nigdy nie załamuj się
Nigdy nic cię nie zatrzyma
Bo muzyka której słuchasz to
magiczna BROŃ
- Gośka”
Dopiero teraz to przeczytałem. Pamiętam, że jak była u mnie, to dosyć długo stała przed plakatem, ale myślałem, że napisała tylko to „Hej Braciszku!”.
26 październik
Kolejna – trzecia już próba kapeli ADONAI. Tym razem w pełnym składzie, tylko trochę się pozamieniali niektórzy instrumentami. Tak więc: ja – gitara, Robson – perkusja, Karol – bas, Paśniak – tamburyn, Dziobol – harmonijka i Pele – trąbka. Śpiewaliśmy Karol, Paśniak i ja.
I na tym właściwie się skończyło. Na szczęście coś tam uwieczniliśmy na taśmie. W sumie odbyły się może ze trzy, cztery próby. Dwie z nich - chyba druga i trzecia - są zarejestrowane na kasecie. Nagrania pochodzą z 19 i 26 października 1990 r. Zrobiłem nawet okładkę. Słuchać się tego nie da, ale cóż. Po kilku próbach projekt upadł. Nie mniej jednak napisał o nas nawet jeden zaprzyjaźniony zin - "Polkaregeray" nr 2: "kapela nie wyszła w zasadzie poza garaż." Nie mam pod ręką, ale zdaje się że w „Encyklopedii polskiego reggae” też coś o nas jest. Kilka lat później powstała zdaje się jeszcze jedna kapela o tej samej nazwie, ale nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Repertuar mieliśmy w sumie dość ograniczony: "Ziele" i "Psalm 125" Izraela, "Ambicja" Kryzysu, "Get up, stand up" Marleya; mieliśmy też jeden swój kawałek - "Biali i czerwoni bracia", który Paśniak improwizował na żywca z Biblią (!) w ręku.
Skład na tych kilku próbach ulegał drobnym korektom, ale w zasadzie wyglądał następująco:
ToP. (Paśniak) - miał grać na basie (w myśl zasady, zdaje się Beno Otręby z Dżemu, ze jak chcesz założyć kapelę, to ten, który gra na gitarze ma grać na solowej, ten który gra tylko trochę – na rytmicznej, a kto nie grał nigdy – na basie:-) ale już na pierwszej próbie okazało się, że właściwie nigdy jeszcze żadnej gitary w ręku nie trzymał, wobec czego chwycił za mikrofon, co zapewne też czynił po raz pierwszy, ale wydawało się łatwiejsze.
Ra z Tafarii - gitara rytmiczna czyli jedyna w składzie. Ja z kolei pierwszy raz w życiu trzymałem gitarę elektryczną, bo na akustycznej trochę już pobrzękiwałem.
Robson von Javox - perkusja; ten miał niejakie pojęcie o waleniu w kotły i talerze.
Pele - hm... trąbka; żeby tradycji stało się zadość, i on także ten instrument dzierżył w swoich dłoniach (ustach) po raz pierwszy, tyle że - w odróżnieniu od Paśniaka - na nim grał...
Dziobol - właściciel (a właściwie syn właściciela) trąbki, więc dmuchać potrafił, ale w tym czasie miał fazę na organki, więc dął w nie zawzięcie.
Karol - jedyny muzyk w naszym składzie, który z konieczności zamiast na gitarze solowej grał na basie i nie mógł się wszystkiemu nadziwić.
Z całej tej ekipy tylko ja jeden słuchałem reggae. Nawet Paśniak, odwieczny Cure’owiec, nawrócił się dopiero po paru latach, dzięki „Afryce”. Później, gdziekolwiek się nie pojawiałem, a miałem gitarę, to zawsze pojawiali się ludzie z innymi instrumentami. I w ten sposób ADONAI trwało jeszcze jakiś czas, choć w zupełnie różnych konfiguracjach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzięki Jarku.Jak zwykle ciekawie i wyczerpująco opisałeś to co chciałeś.Aż miło.
OdpowiedzUsuń