piątek, 27 lutego 2015

KRÓLEWSKIE MIASTA RZECZYPOSPOLITEJ - zaproszenie

Jakby ktoś jeszcze nie wiedział - o Będzinie mogę zawsze i wszędzie :) Odpowiem na każde zaproszenie. Tym razem okazją jest otwarcie wystawy KRÓLEWSKIE MIASTA RZECZYPOSPOLITEJ, które odbędzie się 10 marca w samo południe w sosnowieckiej Bibliotece. Serdecznie wszystkich zapraszam. Szczegóły na obrazkach poniżej.

czwartek, 26 lutego 2015

STARE FOTKI

Tym razem coś dla miłośników Dąbrowy, który czasem tu zaglądają... Trzepiąc magazyn w poszukiwaniu innych rzeczy, czasami w ręce wpadnie coś innego. Na przykład takie dwie fotki, których w sumie nie znałem, a przynajmniej wcześniej nie zwróciłem uwagi. Jedna jest opisana:

31 V 1936 Dąbrowa Górnicza, zjazd dawnych skautów, 25-lecie harcerstwa w Zagłębiu. Komitet wykonawczy i grupa dawnych skautów.

Druga nie opisana, ale mówi sama za siebie:

piątek, 13 lutego 2015

POŻEGNANIE Z AFRYKĄ


A jednak byłem! Co kilka lat przychodzi taka koniugacja gwiazd na niebie, że terminy wzajem się nachodzą. Kiedy jadę z dziewczynami do moich rodziców, mogę przy okazji zboczyć nieco do Afryki. Plan był dość minimalistyczny – chciałem zobaczyć ALIANS i spotkać się z przyjaciółmi. Jedno i drugie zrealizowałem. Mont Joye!

Ale po kolei. Najpierw obowiązki, a więc dowieźć dzieci bezpiecznie na ferie. Popołudnie i wieczór należą do mnie. Najpierw spacer po mieście. Prawie taki co zawsze, ale w sumie… inny. Pieszo od Świętej Katarzyny do rynku nowomiejskiego. Stamtąd boczną i okrężną drogą, koło Świętych Janów, nad Wisłę. Chwila zadumy przy łódce „Katarzynce”, z którą łączą mnie tak miłe chwile, po czym udałem się w kierunku dawnego domu mieszczańskiego. Warowną fosą między poszczególnymi częściami miasta, ulicą Podmurną, Ciasną, Świętego Jana, Kopernika, przez nieistniejącą Bramę Staromiejską i nieistniejący barbakan, a dalej zniwelowane wały wychodzę na ulicę Bydgoską, cel tego spaceru. Oj, jak dawno tu nie byłem. Od czasu mojego wyjazdu z Torunia parę razy byłem w tej okolicy, ale zaliczałem tylko ogród zoo-botaniczny, lub – z drugiej strony – na targach muzealnictwa i konserwacji zabytków. Tym razem skręciłem prosto do parku, o którego istnieniu zdążyłem już zapomnieć, i tym parkiem doszedłem aż do samej Wisły.

Potem do Pelego i już razem na Afrykę. Najszybciej na nogach, więc idziemy do OdNowy szlakiem dla mnie starym ale nowym. Sama OdNowa – jakoś monstrualnie rozbudowana. Ale to pozór, bo sama sala w środku jakby taka sama… Zmieniły się tylko wejścia, szatnia, kible, bramki, te rzeczy. Bar u góry (teraz to u góry, bo kiedyś było normalnie) ten sam. Weszliśmy już w trakcie, co było świadomą decyzją, aby wejść gdy już coś będzie trwało. Stąd w ogóle nie widziałem Sary Brylewskiej i jej występu. Była już techniczna przerwa, a po niej Tabu. Posłuchałem coś z początku („Nie chcę umierać”) i poszedłem na górę, bo widzę że grają jak trzeba, a więc będę miał szanse gdzieś ich jeszcze kiedyś posłuchać, a znajomych sprzed lat spotkam znowu za lat parę. Jak się uda.

Skład jak na jubileusz nie powalił mnie na kolana, już o tym pisałem. Ja bym to widział inaczej, ale to przecież nie jest mój koncert. Nie wiem czy to nie wyszło, bo coś się nie udało, czy dlatego, że ktoś nie pomyślał – tak mi trochę szkoda było, że okrągła rocznica, a paru osób mi tutaj brakuje. Taki Habakuk – grał na pierwszym koncercie, mógłby i teraz, w końcu cały czas na scenie. I jeszcze paru weteranów dałoby się chyba namówić występ – tak mi się przynajmniej wydaje. No trudno.

Z całego dnia (byłem tylko w sobotę) wiele sobie obiecywałem po ALIANSIE, który chciałem obejrzeć. Tak jak przed kilku laty udało mi się z BAKSHISHEM. Okazało się, że ALIANS obchodzi właśnie… 25 rocznicę wspólnego grania. Tak się jakoś te okazje zbiegły. I koncert rewelacyjny, z akcentami świętowania. Byli nawet zaproszeni na scenę organizatorzy koncertu, ci obecni. Paśniak pewnie jak zwykle rządził w kuluarach, a ja z przodu przed sceną, z Dagą, Beatą, Pelem, Hipisem. Zagrali wszystko co trzeba, w tym dwukrotnie „Bomby domowej roboty”. Szkoda, że nie udał się projekt wspólnego zagrania z Brodą, bo to byłoby rzeczywiście wydarzenie. Ale trudno – sam ALIANS też w wybornej formie.

Potem coś, czego nie znam, może fajne, ale woleliśmy pogadać. Jeszcze na koniec  krótki rzut oka na MESAJAHA, ale to nie jest to, co dinozaury lubią najbardziej, więc można wracać do domu.

Pisząc ten tekst taki mi się tytuł nasunął: pożegnanie z Afryką. Może dlatego, że spełniło się jakieś tam marzenie, aby być na jubileuszowej edycji, i dalej już nie mam ciśnienia? Fajnie było spotkać się, pogadać, choć to w sumie były rozmowy o niczym. Pewnie zawsze, jak mi się w mroźną styczniową noc uda być w Toruniu, i akurat wówczas będzie grała Afryka, zawędruję do OdNowy. Ile razy jeszcze?

Aparatu nie miałem więc fotek nie robiłem. Sporo już i tak można znaleźć w sieci. W zamian za to wrzucam kolejny, ostatni już folder koncertowy. Ostatniej edycji festiwalu, którą robiliśmy jako AiH. Następna odbyła się już ze zmienioną nazwą „AFRYKA 9(1)” (albo: 1(9), nie pamiętam dokładnie). Organizatorzy się zmienili, ale została tradycja i… numeracja.

Folder do ściągnięcia oczywiście z CHOMIKA.

środa, 11 lutego 2015

BITWA POD WOJKOWICAMI - ROZPOZNANIE TERENU

Pufendorf pisze: „[18/28 listopada 1655]… pułkownik Wolf w tym samym celu wyruszył z siedmioma swoimi kompaniami z Siewierza, gdzie stał na kwaterze, do Będzina, już na samym początku drogi został zaskoczony przez pułkownika Sadowskiego, wysłanego przez Mullera, a choć starał się przygotowywać obronę w uszykowanym naprędce obwarowaniu z wozów [Wagenburg], to upadek ducha jego zmusił go do poproszenia o łaskę.

Powstaje pytanie - gdzie miała miejsce ta bitwa? A właściwie pytania. Pierwsze z nich: z której strony oddział Wolfa „został zaskoczony”? Czy od północy, skąd się mogli spodziewać pogoni, czy od południa (od Wojkowic), jak zdają się sugerować niektóre relacje. Jeśli rajtarzy pojawili się od strony wsi, to… jakim cudem się tam znaleźli? Którędy przeszli i jak trafili?
Niestety, nie dysponujemy żadną w miarę dokładną mapą najbliższej okolicy, taką przynajmniej, która pokazywałaby nam ówczesny, siedemnastowieczny stan dróg. Pierwsze zaczynają się pojawiać dopiero ponad sto lat później, u schyłku XVIII stulecia. Dokładne mapy Śląska z interesującego nas okresu tereny poza granicami Cesarstwa traktowały po macoszemu.

Spójrzmy zatem na mapę Pertheesa (i to samo w wersji Buczka) - widzimy jak z Siewierza wychodzą na południe dwie równorzędne drogi. Jedna szła od rynku obok kościoła i zamku, dalej na południe między Trzebiesławicami a Gołuchowicami. Druga wiodła prosto na południowy zachód, mijała z lewej strony niewielki las, wije się potem, droży i zanika w bagnistej dolinie Czarnej Przemszy i przez Wojkowice Kościelne wiodła na prastary Będzin.

Którędy szły oddziały Wolfa rankiem 18(28) listopada 1655 roku? Nietrudno zgadnąć, że tą zachodnią. Innej nie było. A którędy gonili ich rajtarzy Sadowskiego, w szwedzkiej służbie? Może w Siewierzu pogubili drogę i ruszyli koło zamku drugą drogą. Jest to możliwe, gdyż właśnie ten drugi szlak zdaje się w tym czasie ważniejszy od pierwszego. Widzimy go na kolejnych mapach, z przełomu XVIII/XIX wieku, czasami jako jedyną, więc najważniejszą, drogę w okolicy (choć spostrzeżenie to jest o tyle przewrotne, że istnieje mapa [1805] z sytuacją odwrotną, gdzie zaznaczono jedynie drogę z Siewierza do Będzina).

 Mapa Nowego Śląska, 1805

Jeśli Szwedzi pogubili drogę i ścigane oddziały, to gdzie zorientowali się w pomyłce? I gdzie mogli skręcić, aby wrócić na właściwy szlak. Wydaje się, że takie możliwe miejsca są dwa. Pierwsze - krzyżówka w Trzebiesławicach, obok ciekawej, „romanizującej” nieco kapliczki w centrum dzisiejszej dzielnicy Dąbrowy Górniczej. Stąd wiodła jakaś boczna droga prosto na zachód, przez las. Wiodła na pewno, ale w XIX wieku, a wcześniej? Choćby jakiś leśny trakt? [tu trzeba znaleźć jeszcze mapę kwatermistrzostwa] Druga podobna droga, ale też dopiero w XIX wieku, biegła skosem od Trzebiesławic w stronę dzisiejszego Podwarpia. Mogli też skręcić przed Ujejscem w prawo, w kierunku późniejszego Karsowa, ale tych dróg jeszcze w XVII stuleciu na pewno nie było. Jeśli zaś Sadowski namyślał się zbyt długo nad swoją pomyłką, mógł dojechać nawet do Ujejsca i stąd ruszyć na Wojkowice, nadrabiając jednak sporo drogi. Ale wówczas rzeczywiście - mógł się pojawić przed regimentem Wolfa od południa.

 Na rekonstruowanym planie dawnego Siewierza oraz mapie Renscha z około 1800 roku (poniżej) widać dokładnie ten sam rozkład dróg. Dzieje wówczas wolniej się toczyły.

Miejsca spotkania w chwili obecnej można wyznaczyć chyba dwa. Pierwsze gdzieś na skraju wsi, od północy, z kościołem za szwedzkimi plecami. Drugie, raczej bardziej prawdopodobne, znajduje się nieco dalej na północ, w okolicy dzisiejszego Podwarpia, które jeszcze w XIX stuleciu zamiennie zwane było Wojkowicami. Tutaj mógł się łączyć trakt Siewierz-Będzin, którym niewątpliwie przechodziły oddziały Wolfa. Tu mogli się natknąć na nadchodzącego z boku Sadowskiego.
 
Teren był lekko pagórkowaty, od zachodu zabagniony, a to przez leniwie płynące wody Czarnej Przemszy. Po lewej stronie mógł rosnąć las, mniej więcej taki sam, jaki był tutaj sto lat później. Zaskoczenie rzeczywiście mogło być pełne.

(Dużo więcej w niewirtualnej części wykładu oraz może kiedyś w wersji mniej ulotnej. Może kiedyś.)

EDIT PO PARU GODZINACH: bitwa już się odbyła, relacja TUTAJ.