wtorek, 24 kwietnia 2018

DAR DLA BRACI AMERYKANÓW

Słyszałem o tym projekcie w TV, ale dopiero wczoraj zajrzałem na odpowiednią stronę. Fajna sprawa! Zacząłem po nazwiskach (ze swojej rodziny) ale wynik był mizerny (w sensie; żaden) - nikt się akurat tymi stronami nie zajmował, choć w bazach danych jest już ponad 250 tysięcy osób. No nic, do około 5,5 mln jeszcze spory kawałek. Tyle ludzi wpisało się do odpowiednich ksiąg przekazanych potem w darze narodowi amerykańskiemu w roku 1926 z okazji 150 rocznicy podpisania Deklaracji Niepodległości).

Potem wpisałem: Ujejsce. I jest! (są dwie strony, w tym jedna pusta). Kolejny dowód na to, że szkoła w Ujejscu istnieje o wiele dłużej niż wskazywałby na to obchodzony niedawno jubileusz 60-lecia (chodziło wszak o 60-lecie obecnego budynku).

Sporo tu znajomych nazwisk, część z nich to oczywiście rodzina (żony, bo ja to ludność napływowa):


Potem wrzuciłem moje okolice - na razie tylko Osiek nad Wisłą, bo na więcej na razie nie mam czasu. Okazało się, że w tym czasie uczniem tamtejszej szkoły był mieszkający głęboko w lesie brat mojego dziadka, Bolesław, który swój ślad pozostawił zaraz w drugiej linijce.


Na razie tyle. Z czasem poszukam więcej.
Fotki oczywiście pobrane z netu, ze strony www.nieskonczenieniepodlegla-ludzie.pl

środa, 18 kwietnia 2018

ZAMKI NAD PRZEMSZĄ appendix GRABOWA

Jeszcze nie tak dawno z lubością zadawałem takie pytanie: ile znasz zamków nad Przemszą (nieważne, Czarną czy Białą). Rzadko kto potrafił doliczyć do sześciu: Będzin i Siewierz to wybór dość oczywisty, bardziej obcykani w regionalizmie potrafili jeszcze wymienić Sławków i Sielec. Do tego jeszcze zatarte w terenie (strażnica pod Kluczami) i w pamięci (domniemany zamek w Długoszynie) - to wszystko. Tym samym zaliczyłem wtopę, bo jest jeszcze jeden obiekt nad Przemszą, który przegapiłem. Na moje usprawiedliwienie dodam że ślad po nim zaginął kilkaset lat temu - o tym szerzej będzie w jednym z kolejnych wpisów. Teraz natomiast - o GRABOWEJ (w sumie też niedaleko od Białej Przemszy, jakieś 6-7 kilometrów).


Wiedziony mglistymi informacjami niewiadomego pochodzenia (w internecie znaleźć można info o jakichś badaniach zamku w Grabowej, choć w urzędzie konserwatorskim ni w ząb o tym nie wiedzą) udaliśmy się wczoraj muzealno-poszukiwawczą ekipą na poszukiwanie zamku. Że na Jurze nie wszystko jeszcze zostało odkryte może świadczyć choćby stosunkowo niedawno "odkryta" XVI-wieczna strażnica w Kwaśniowie. I to nie jakieś tam typowo jurajskie ruiny tylko dość dobrze zachowany budynek murowany ze śladami (fakt, że zobaczonymi dopiero w wyniku badań archeologicznych) fosy i częstokołu.

Murowana stodoła w Kwaśniowie Dolnym, która okazała się być XVI-wieczną strażnicą (fotka z internetu).

Nic to. Doczekaliśmy się wreszcie ładnej wiosny, przyroda dopiero się budzi i nie wszystko jeszcze zarosło - to wymarzony czas na taką akcję. Ekipa była obiecująca: archeolog, historyk i doświadczony poszukiwacz. Wspomagani trochę nowoczesną techniką (GPS w komórce) dotarliśmy na miejsce. Cóż, żadnego spektakularnego budynku nie odkryliśmy, ale...


Łatwo się zagubić pośród tych ukrytych w leśnym gąszczu skałek. Zeszliśmy spory kawałek okolicy (w końcu nawet... gubiąc się w lesie) ale miejsce, od którego zaczęliśmy, jest najbardziej zastanawiające. Fotki oczywiście niewiele powiedzą, ale jest to miejsce wręcz idealne pod względem obronnym: cypel sporego wzgórza ostro wcinający się w zalesioną dziś dolinę. Jeśli chciałbym postawić gdzieś jakąś niewielką osadę warowną, choćby drewnianą strażnicę pośród skał, to wzniósłbym ją właśnie tam.

Historia o potencjalnym zamku w Grabowej niewiele nam mówi, ot tyle tylko, że istniała tam jakaś wieża (1427)  i jakaś rola zwana "wieżną". 

Dno szybu czy pozostałości po dawnej strażnicy?

Wracając z tej pouczającej wycieczki krajoznawczej zawadziliśmy jeszcze o Łękę żeby zobaczyć, w jakim stanie jest tamtejszy "zabytkowy" kamieniołom. Kamieniołom jak każdy inny, istnieje w tym samym miejscu od lat kilkuset, ale ten jest wyjątkowo udokumentowany poprzez trzy wykute w kamieniu daty: 1604, 1848 i 1941. Fałszerstwo wykluczone, bo komuż by się chciało stylizować datę na renesansową "czcionkę"?.


wtorek, 10 kwietnia 2018

CAŁA POLSKA DO MORZA

Dawno mnie tu nie było – no, może nie do końca, bo bywałem ciałem, ale nie bywałem nowym tekstem. A i teraz będzie to zapis nieco „interwencyjny”. Albo raczej – poszukiwawczy. Kogo szukam? Właściciela albumu, z którego wrzucam tu kilka skanów. Dał mi on kiedyś jego wersję elektroniczną, po czym więcej się nie odezwał, a wszelki ślad i słuch zaniknął. Nie mam żadnych praw do publikacji fragmentów tego albumu (w końcu pozostaje w rękach prywatnych, nie moich) ale robię to "pro publico bono" z nadzieją, że jego właściciel może się jeszcze odnajdzie.

 Strona tytułowa albumu

Rzecz dotyczy 4 młodych chłopaków, w tym trzech uczniów dąbrowskiej „Sztygarki”, członków szkolnej sekcji kajakowej, którzy w 1934 roku odpowiedzieli na apel Ligi Morskiej i Kolonialnej, wzywający Polaków, aby płynęli, czym kto miał, wszelkimi możliwymi ciekami wodnymi do Bałtyku.

Trzech chłopaków z Dąbrowy (Kazimierz Szymański, Tadeusz Małysa oraz Kazimierz Toboła) wraz z kolegą Sosnowca wyruszyli z Dąbrowy 9 lipca 1934 roku. Wzięli ze sobą czysty album, w którym zbierali pieczątki i wpisy pamiątkowe z odwiedzanych miejsc. Dzięki tej, zachowanej do dziś, pamiątce, możemy szczegółowo prześledzić kalendarium ich wyprawy.

Błogosławieństwo na długą drogę dał nie tylko ksiądz proboszcz dąbrowskiej parafii, ale również władze świeckie miasta i powiatu będzińskiego.


9 lipca – Dąbrowa Górnicza
10 lipca – Jeleń, Oświęcim
13 lipca – Czernichów, Piekary
13 lipca – Kraków

 Jedna z kilkudziesięciu stron albumu (Kraków, 13 lipca) pełnego wpisów i pieczątek

14 lipca – Pleszów, Niepołomice
15 lipca – Wawrzeńczyce, Hebdów
17 lipca – Opatowiec
20 lipca – Tarnobrzeg, Dzików, Wielowieś
22 lipca – Zawichost
23 lipca – Wałowice, Józefów nad Wisłą

 Dziś takim wyprawą licznie towarzyszą media - a wtedy? Ślad po chłopakach na jakiś czas zaginął. Oni bawili się w najlepsze, podczas gdy rodziny z niepokojem wyczekiwali jakichkolwiek informacji o przebiegu wyprawy. Komórek, niestety, nie mieli...

26 lipca – Kazimierz Dolny
27 lipca – Dęblin
31 lipca-5 sierpnia – Warszawa, Bielany. W Warszawie i okolicy nasi dzielni kajakarze spędzili niemal tydzień. Nie sposób odtworzyć już dziś wszystkich miejsc, które odwiedzili, w końcu nie każdy wtedy miał swoją pieczątkę. Z ciekawostek - odwiedzili m.in. redakcję "Przeglądu Sportowego":

"Załapali" się także na wielki zlot Polonii z całego świata - kilka stron albumu zajmują podpisy jego uczestników, m.in. z Niemiec, Belgii, USA...

 ... Czechosłowacji (wybaczmy im nierozróżnianie Śląska od Zagłębia :) )

 ... a nawet egzotycznej Mandżurii:


7 sierpnia – Modlin
8 sierpnia – Płock
9 sierpnia – Włocławek
10(?) sierpnia – Toruń

Informacja o pobycie w Toruniu jest najbardziej lakoniczna ze wszystkich, nawet pozbawiona daty. W jakim celu nasi wioślarze odwiedzili Komisariat Policji?

11 sierpnia – Fordon
12/13 sierpnia – Chełmno
14 sierpnia – Gniew
15 sierpnia – Tczew

Niestety, nie zachowała się dokładna informacja, kiedy wioślarze dobili do Gdyni. Jedyna pamiątka znad morza pochodzi z 22 sierpnia i  zawiera życzenia szczęśliwej drogi powrotnej do domu:


 2 dni później (24 sierpnia) chłopcy byli już w domach, o czym zaświadcza m.in. wpis Stefana Piotrowskiego - ten charakter pisma (zasługujący na specjalny wpis tutaj na blogu, podobnie zresztą jak jego właściciel) rozpoznam zawsze i wszędzie:


Na końcu albumu znajdują się jeszcze fotografie, wykonane podczas tej półtoramiesięcznej eskapady. Wrzucam kilka, niestety skany nie są najlepsze (cały album mam tylko w wersji pdf). Zdjęcie grupowe to sekcja wioślarska Koła Sportowego z dąbrowskiej "Sztygarki".


Ostatnia strona albumu to zapis z czasów dużo późniejszych (1994) rzucający nieco światła na dalsze losy jednego z uczestników wyprawy.

Na dziś to byłoby tyle - taki tylko rekonesans po temacie.