środa, 28 listopada 2012

TAKA SOBIE POCZTÓWKA…

Jelenie na rykowisku. Pamiętam w domu mojej babci pod Toruniem taką makatę oddzielającą łóżko od zimnej ściany. Kicz że aż boli, a jednak niesie ze sobą wspomnienia. Czasami nawet część wielkiej historii.


Jelenie na rykowisku – pocztówka. Znalazłem ją w zbiorze pamiątek jednej ze starych dąbrowskich rodzin. Ciekawe, że nie ma z tą rodziną nic wspólnego (a raczej: nic wspólnego nie udało się ustalić), a jednak jakimś zbiegiem okoliczności odnalazła się pośród setek rodzinnych drobiazgów. Nie wiem, co zwróciło moją uwagę – czy ten jeleń na pierwszym planie? Może, ale to tylko pretekst, żeby kartkę odwrócić jeszcze na drugą stronę. A tam – znajome nazwisko: Chłapowski. Adresat,  mieszkający w Sobiejuchach koło Żnina. A przecież stamtąd pochodził generał z czasów Powstania Listopadowego, Dezydery Chłapowski. Dotykamy więc jakiejś większej całości. Pocztówkę wysłano w roku 1917 w Chełmży, zwanej wtedy Culmsee. A to przecież moja kraina dzieciństwa! Samo miasteczko poznałem już będąc historykiem, ale w jeziorze kąpałem się od zarania dziejów (pierwsze, które przepłynąłem wpław, choć tylko w poprzek).


Jako że Mikołaj za pasem, polecam lekturę rewersu:

Kochany Dedziku!
Z polecenia św. Mikołaja, który 6 t.m. rozdawał grzecznym dzieciom podarunki, przesyłam Tobie jako grzecznemu dziecku ten oto mały podarunek. Św. Mikołajowi zaś poleciłem Cię nadal. Do widzenia!
Ks. J. Gołębiewski SJ
Chełmża dnia 11 XII 1917


Patrzę, co Chłapowscy mają wspólnego z Sobiejuchami. A raczej – jak długo. I okazuje się, że byli tam właścicielami majątku aż do II wojny światowej. Wnuk sławnego generała, Mieczysław Chłapowski, w latach 1910-1914 wzniósł tu niewielki, murowany, klasycystyczny pałac, stający po dziś dzień. Ostatnim właścicielem pałacu był Dezydery Chłapowski, rozstrzelany przez Niemców w 1939 roku. Dezydery – a więc to on był zapewne owym Dedzikiem z pocztówki. Pewnie syn owego Mieczysława, a więc prawnuk generała. Pewności nie mam, bo dokładnego śledztwa w tej sprawie nie prowadzę.

Postać nadawcy też jest źródłowo uchwytna. Ksiądz Józef Gołębiewski urodził się w roku 1883 w Chełmży. Wstąpił do Jezuitów, w latach 1912-16 był profesorem w słynnym gimnazjum jezuickim w Chyrowie. Jak wynika z pocztówki w roku 1917 przebywał w Chełmży. 

Kim był dla „kochanego Dedzika”? Wujkem? Jego pragnienie zobaczenia Dedzika być może się spełniło w wolnej Polsce, ale tragiczny los jeszcze raz połączył ich ze sobą. Już jako superior rezydencji jezuickiej w Grudziądzu ksiądz Gołębiewski został rozstrzelany przez Niemców w październiku 1939 roku…

Skąd ta pocztówka znalazła się w Dąbrowie – nie wiem. Ale to pewnie jedna z tysięcy podobnych historii. Mówiąc języku rymkiewiczowskim: ŻMUT.


środa, 21 listopada 2012

ZAMEK NA NOWO... - ZAPROSZENIE


Zanim dokończę kolejny odcinek sagi o zamku w Będzinie i moim o nim wyobrażeniu - można będzie co nieco posłuchać. Dotyczy to głównie emerytów, wagarowiczów i ogólnie niebieskich ptaków, na dodatek z najbliższej okolicy - bowiem rzecz będzie miała miejsce w najbliższy wtorek (27 listopada) w dąbrowskiej "Sztygarce". Mój wykład "Zamek w Będzinie na nowo odkrywany" odbędzie się w ramach Uniwersytetu III Wieku. Pierwszy o godz. 10.30, drugi o 12.00. Z doświadczenia wiem, że na tę drugą godzinę przychodzi mniej ludzi, więc wolne miejsca się znajdą. Zapraszam.
(obrazki by: MEJMA)

środa, 14 listopada 2012

KLUB ZAGŁĘBIOWSKI



Logo
Grzecznościowo niektóre rzeczy z tego bloga będą ukazywały się także na portalu MAGAZYNU Klubu Zagłębiowskiego. Na pierwszy ogień poszedł tekst o Mirzowicach ("W poszukiwaniu zaginionego miasta"). Serdecznie zapraszam, kto jeszcze nie czytał.
Link po prawej stronie.

poniedziałek, 12 listopada 2012

AJKA ZAWSZE CZARODZIEJKA

Archeologii Pamięci dalszy ciąg: 

6 październik [1991] – urodziny Ajki – wszystkiego najszczęśliwszego! Wypiłbym lampkę wina – gdybym miał.

Dzień ten jest jak tysiące innych dni – tak samo smutny i szary. I należy go – podobnie jak wszystkie inne dni – uświęcić życzeniami i darami. ONI na co dzień o tym zapominają – lenistwo? I dlatego wymyślili sobie tego rodzaju święta. A przecież to nic nie kosztuje – każdego ranka obdarować innych – ot, choćby uśmiechem.

A więc – masz go, Ajko, ode mnie. I jutro, gdy wstaniesz rankiem z łóżka i przetrzesz oczy – też go ujrzysz. Ujrzysz pojutrze--- Gdziekolwiek by nie zawiodła mnie Droga.
Wieczorem przykryj się ciepłą kołdrą i spróbuj usnąć. To jest najlepszy prezent, jaki można otrzymać od Nocy – daje go nam codziennie, niezależnie czy jest święto czy nie. Sen jest najpiękniejszą rzeczą, jaką w ogóle człowiek może sobie wyśnić. Jest – wbrew pozorom i powszechnym opiniom – najbardziej realnym z naszych doznań. Kocham sen.
To także jest prezent. Ja, wespół z Panią Nocą – daję ci dziś sen. Niech Ci się ukaże cudowna kraina, gdzie Prawda i Miłość, gdzie świeci piękne Słońce i gra piękna Muzyka. Położysz się w trawie i będziesz jej słuchała. Nie – będziesz ją chłonęła, całym swym ciałem, nie tylko uszami. Przymkniesz oczy, bo Słońce za mocno razi. Wokół szum drzew i śpiewny świergot ptaków. I głos, wołający gdzieś z oddali słowami, których nie możesz zrozumieć – ten głos jest zbyt daleko. Wstaniesz i będziesz zanim podążać. Już, już będzie Ci się wydawało, że rozumiesz, a on znowu ucieknie. Rozgrzany piasek plaży parzył będzie Twoje stopy, ale Ty, nie zważając na nic – będziesz biegła. Bez końca – senza fine. A Słońce wciąż będzie wysoko na niebie a Twoja Droga powiedzie przez wszystkie bezludne krainy świata.
To tyle – na dziś – ode mnie.
Teraz już – dobranoc – czas iść śnić.
Ale nie zapomnij, że jutro także jest poranek. Każdy sen, nawet najpiękniejszy – kończy się. Tak jak życie, które także jest snem. I tylko ten jeden jedyny, ostatni – trwa wiecznie. A więc – czas nam iść do Niego. Komu w Drogę, temu w Sen.
- Dobrawiecznanoc.


Z Beatą (stoi) i Ajką w czasie Muzycznego Campingu, Brodnica ok. 1991. 
Jak widać już wówczas łaziłem po muzeach.

5 czerwiec, piątek [1992]
List od Ajki. Ten obiecany, pomaturalny. Szczęka mi opadła a dusza gdzieś uleciała.
Wiesz co, Gobbo, ty jednak piszesz cholernie cienkie listy…

20 październik [1992]
Z listu do Ajki (fragmenty):
Mój dom wypełniony będzie po brzegi Muzyką. Taką jak teraz właśnie. Nocną. Będzie się ona przelewać, wychodzić drzwiami i oknami i przez wszystkie dziurki od nieistniejących kluczy. Przeciskać się będzie między żebrami kaloryferów i nogami mebli. Będzie miała zapach i kształt dojrzałych poziomek. W świetle małej, nocnej lampki wyglądała będzie jak najrealniejsza zjawa. Czuwać będzie nad szerokim materacem, aby nigdy nie pojawiła się nim krew. Czuwać będzie nad losami tych, którzy przychodzą i tych, którzy odchodzą. Wsączy się w ich serca. I zniknie razem z nimi.
Nie umiem pisać ładnych listów. Nie umiem nikogo pocieszyć. Wszystko takie szare i smutne. No, może jeszcze żółte, jak ta kartka za ileś tam lat. Jest rok 2036. Ty siedzisz sobie w bujanym foteliku, przed sobą masz swój mały ulubiony kuferek ze skarbami – listy, bilety z koncertów, bilety z podróży. Wyjmujesz tę pożółkłą kartkę i czytasz o tym, co właśnie robisz. I oczy Ci się szklą na to wspomnienie. Bo gdzieś tam, po tej lub tamtej stronie muru, jest ktoś, kto kiedyś tam, w zamierzchłej przeszłości trzymał w swym ręku długopis i próbował napisać list.
Nagle przybiega mała uśmiechnięta dziewczynka i wola: - Babciu, opowiedz mi bajkę. Tak pięknie potrafisz opowiadać…
Zamykasz oczy i już widzisz – ten czas, to lato, tę spiekotę, tę muzykę, tych ludzi. Ich dziwne fryzury. Ich dziwne słowa. Ich dziwne spojrzenia. I tylko siebie w tym wszystkim nie możesz jakoś dojrzeć – jesteś ponad to. Wszystko zastygło a Ty, niewidzialna, przechadzasz się pomiędzy bezimiennymi figurami. Kilku brudnych, młodych mężczyzn, odzianych w skóry i ciężkie buty znieruchomieli w kurzu – są w takich dziwnych pozycjach, trzymają się za ramiona. Kurz taki, że nie idzie wytrzymać. Wdziera się wszędzie.
Widzisz znajome twarze – wszystkich już gdzieś widziałaś. A czy oni widzieli Ciebie?
Bajka nie może się skończyć pięknie i szczęśliwie. Dziewczynka odchodzi ze łzami w oczach. Chyba niczego nie rozumie.
Jest rok 2176. Ty nadal siedzisz w fotelu. Nagle podbiega mała dziewczynka i woła: - Babciu, opowiedz m i bajkę…
Jest rok 1992. Chyba październik. Jesteś teraz w mieście, które nazywa się Szczecin. Z drżeniem rąk i nadzieją w oczach otwierasz kopertę. Ze środka wysypują się kartki zapisane nic nie znaczącymi słowami. Koperta wypada Ci z rąk. Bo gdzieś na oceanie błąkają się statki, którym nie dane jest trafić do żadnego portu.
Widzisz – a oczekiwałaś listu z normalnego świata. To chyba jednak nie najlepszy adres. Ja nie wiem, gdzie on jest. We śnie? Tak, chyba właśnie tam.
Może akurat jest wieczór. Połóż się spać, Ajko. Zanurz się w sen. To da Ci odprężenie. To najlepszy narkotyk. Można zapomnieć o wszystkim. I o wszystkich. Można pospacerować sobie w towarzystwie ducha po pustych plażach o zachodzie słońca lub górskich szlakach. Można wzbić się w powietrze i lecieć wysoko, wysoko, tam, gdzie gwiazdy i stać się jedną z nich, a jednocześnie czyjąś może przewodniczką.
Można, tak wiele można w tym normalnym świecie…
A tutaj?
Pozostaje jeszcze świat bajek z dzieciństwa, ale on sam stał się już bajką.
Czy spotkamy się kiedyś na dłużej niż tylko wymiana uśmiechów podczas Drogi? Czy kiedyś sobie opowiemy te wszystkie bajki? Czy kiedyś wreszcie wyjaśnimy wszelkie tajemnice?
Może, ale chyba poza tą jedną – dlaczego zostaliśmy skazani na Drogę?
Niekiedy jestem już tak zmęczony tym wszystkim, że widzę tylko migające mi przed oczami bezkształtne barwy. Muszę wysilić swą wyobraźnię, aby uwierzyć, że to ludzie, drzewa, samochody… Patrzę, i nie widzę. Słucham i nie słyszę. Stoję, a jednak lecę.
Ten list mógłby trwać w nieskończoność. Bo on jest ową nieskończonością, jest wiecznością. Każde to słowo jest krokiem, tak samo jak on bolesnym, krokiem naprzód i w tył jednocześnie. Ale jest coraz później. I coraz smutniej.
Mimo wszystko mam na koniec bardzo miłą i olśniewającą wiadomość – żyję!. Mrugam powiekami, poruszam palcami, pije mleko, piszę list. A więc jestem. Tu i teraz. Za oknem ciemno – to dobrze, bo przynajmniej można sobie wyobrazić ten piękny świat. Właśnie teraz, gdy nic poza czernią nie widać.
W magnetofonie gra muzyka. Tylko zmieniam kasety. I Piękno mnie w jednej chwili otacza. A niekiedy to mogę aż umrzeć ze szczęścia, jeśli w skrzynce znajdę coś dla siebie. Byle nie łańcuszek szczęścia…
A potem siadam i piszę. I dziwny uśmiech błąka mi się na ustach. Bo wiem, ze ktoś to przecież przeczyta. Że gdzieś tam w Szczecinie jest właśnie niejaka Ajka, która na ten list czekała.
Czy jeszcze czeka?

Chyba ostatni list od Ajki:

Jaroszów 96.03.01
Pisałam już, że nie wiem, gdzie teraz naprawdę jest mój dom. Mam trochę swoich rzeczy, to tu, to tam. Twoje listy zawsze czekają na mnie w domu rodziców. Nie tylko listy – coś więcej, czego nie można nazwać jednym słowem.
Zawsze, kiedy tam wracam po wielu tygodniach nieobecności, czuję dziwny niepokój a jednocześnie radość. Przez długie godziny oglądam noc z okien pociągu a każda godzina to wieczność. Zagadkowa ciemność nocy skłania do marzeń i wspomnień.
Kiedy tak wracam czuję Drogę.
Dom rodziców zawsze kojarzy mi się z zapachem świeżo zaparzonej kawy i psią sierścią. Rano, po wielu godzinach w Drodze, stoję wreszcie przed drzwiami. Już nikogo nie ma. Wchodzę do środka. Wszyscy wyszli do pracy, do szkoły. Został tylko zapach świeżo zaparzonej kawy i pies, który skacze i szczeka z radości. Wiem, że zaraz przytulę się do niego i poczuje znajomy zapach psiej sierści. Przytulę się do tej kosmatej istoty, która zawsze czeka na mnie i pachnie domem.
Tyle razy wracam i zawsze wszystko się powtarza i wszystko jest takie niesamowite. Nagle jestem w tym miejscu, do którego chyba zawsze tęsknię. Oglądam stare płyty, kasety, książki – to spory kawałek mojego życia. Zdarza się, że czytam stare listy. Rozmawiam ze swoimi kwiatami. Za bardzo się rozkleiłam, mam ochotę głaskać kaktusy, a to boli.
Znalazłam nawet zasuszoną różę, którą dostałam dawno, dawno temu i zapomniałam o niej. Gdzieś między płatkami róży tkwi na pewno uwięzione słowo – kocham – to była piękna chwila (z tych chwil, dla których warto żyć). Przez różę wpadłam w podły nastrój. Lepiej będzie, jeżeli przestanę już szukać różnych niespodzianek.
Ale przecież miałam napisać, co się teraz ze mną dzieje. Jestem na IV roku ochrony morza i na dobrej drodze, żeby zostać tzw. ekologiem. Żyję bardzo szybko, ciągle gdzieś się spieszę. Śpię krótko, jem mało (wciąż dieta wegetariańska) i nieregularnie. Jestem na dobrej drodze do wrzodów na żołądku (chyba to nie jest zbyt brutalne). Czytam dużo, często chodzę na koncerty i do teatru, cały czas pracuję i od czasu do czasu udzielam się społecznie w radio. Prowadzę też badania do pracy magisterskiej – badam plankton z Bałtyku. Często powtarzam sobie „Carpe diem”. Żeby jeszcze móc piję bardzo, bardzo dużo kawy (za dużo!!!) i śpiewam sobie wesołe piosenki. Ciągle fascynują mnie ludzie, mam ogromną liczbę znajomych. Zapominam o wielu rzeczach. Piszę sobie na kartkach, co mam robić i kiedy, a później oczywiście te kartki gubię.
Wciąż jestem z Mateuszem i zastanawiam się, jak on ze mną wytrzymuje. Nie jest to idealny związek, ale… Może właśnie tak ma być, może to jest moja miłość. Sny mam zawsze kolorowe, szkoda, że tak krótko śpię. Teraz tęsknię za wiosną. Moja blada twarz jak roślina potrzebuje słońca. Kiedy zobaczę pierwsze przebiśniegi, chyba będę skakać do góry z radości.
Tęsknię też za Drogą – chyba najbardziej. Mam takie dni, że mogłabym rzucić wszystko, spakować plecak i ruszyć gdzieś daleko od tego całego dorosłego życia.
Może kiedyś zapukam do waszego domu i zapukam do drzwi, na których promienieje tęcza. Dziękuje za zaproszenie.
Jeżeli tylko chcecie, możecie do mnie przyjechać. Mieszkam z Mateuszem w akademiku. Zapomniałam o naszym trzecim lokatorze – Gosi. Gosia to patyczak – zwierzątko tak dziwne, że trzeba je zobaczyć.
Mam nadzieję, że nie wątpisz w moją moc. Dlatego też mam dla was niespodziankę. Pierwsza tęcza na niebie, którą zobaczycie będzie dla Was od Ajki Zawsze Czarodziejki.
Za Poziomkową Polaną jest las a za lasem następna polana. Mieszkają tam złotowłose elfy, których małe rączki ciężko pracują przy powstawaniu kolorowej tęczy. Słychać tam konwaliowe dzwonki i czuje się jeszcze zapach poziomek, ale to już inna historia…
Do zobaczenia gdzieś i kiedyś.
Żyjcie szczęśliwi i zdrowi!
Ajka Zawsze Czarodziejka


ARMAGEDON

...czyli ARCHEOLOGIA PAMIĘCI

Ten wpis będzie w temacie odkurzania prehistorii. Tej własnej, osobistej. Jak kiedyś na blogu "Reggae, Afryka i Cudowna Dziewczyna". To też jest cząstka historii. Dzisiaj, w zalewie informacji takie rzeczy giną, ale kiedyś to była nasza rzeczywistość, nasz dzień powszedni. Nasz - młodzieży z przełomu lat 80/90.

W ramach Toruńskiego Stowarzyszenia Muzycznego (tego samego, które stworzyło festiwal AFRICA IS HUNGRY, znany dziś jako AFRYKA REGGAE FESTIWAL) podejmowaliśmy różnorodne pomysły, także - że się tak wyrażę - wydawnicze. Nie mieliśmy nie tylko komputera, ale nawet maszyny do pisania. Wszystko robiliśmy ręcznie i dawaliśmy na ksero. W ten sposób powstały dwa numery zina "ENSHING EOO". Niestety, nie mam żadnego z nich, choć w którymś ukazał się chyba jakiś mój tekst. Ja chciałem zrobić coś swojego - w ten sposób w czerwcu 1990 ukazał się pierwszy (jedyny, ale tego wówczas jeszcze nie wiedziałem) numer "ARMAGEDONU". (Całego zina można sobie ściągnąć z CHOMIKA).


Całość oczywiście dość naiwna  - tak to dziś widzę. Ale wtedy...

Fragmenty dziennika z tamtych czasów:

1 czerwca. Dzień Dziecka.
Epizod zwany „II LO” dobiegł końca. Dziś dostałem świadectwo – średnia 4,0, najlepsza od kilku lat. Sam nie wiem, jak to się stało, ze dostałem takie oceny. To jest wręcz nieprawdopodobne.

6 czerwiec
Zrobiłem 1 numer „Armageddona”. Jutro zanoszę do „Rubina”. Obawiam się, że kobiecie może się nie spodobać środkowa strona – ta o ganji.

7 czerwiec
Nasz klub muzyczny nieźle się rozwija. Co prawda ostatnio musimy pobierać forsę za wstęp na video, ale ludzie nadal przychodzą, choć mniej niż na początku. Dokonuje się taka pewna selekcja. Być może nawet się zarejestrujemy w sądzie, jeżeli nie będzie to wymagało zbyt dużych pieniędzy. Jeszcze się zresztą zobaczy.

21 czerwca zrobimy pierwszy koncert. Wystąpi A PASER BY i jeszcze jakaś kapela. Sprzęt będzie z kościoła na Rybakach. Będzie to zakończenie naszej działalności, bo na okres wakacji klubu nie będzie. Ale od września ruszymy ze wzmożoną pracą.

Chciałbym po wakacjach ruszyć z fanzinem reggae. Trzeba trochę nałapać kontaktów i wtedy się zobaczy. „Armageddon” torowałby niejako drogę temu przedsięwzięciu.

8 czerwiec
Rozpoczęły się kolejne mistrzostwa świata w piłce nożnej. I dzisiaj na inauguracyjnym meczu Kamerun wygrał z mistrzami świata Argentyną i to w dodatku grając pod koniec meczu w dziewiątkę. I o mało co na sam koniec nie strzelili jeszcze jednego gola. W ogóle mieli wiele znakomitych, niewykorzystanych sytuacji.
Jeszcze jeden taki mecz a powstaną fankluby Kamerunu. Ludzie porobią sobie trójkolorowe flagi, pomalują się na czarno i pomaszerują pod ambasadę, ale takowa raczej nie istnieje w Polsce, chociaż kto wie, kto wie…

Jest godzina 3 w nocy, dopiero za chwile pójdę spać. Skracałem sobie spodnie i farbowałem naszywki.

9 czerwiec
To niesamowite, jak ten nasz klub się rozwija. Zrobiliśmy dziś u Paśnika zebranie – on, jego brat, Żyd, Levy, Kazik, Miler (starszy), Frączek i ja. Ułożyliśmy nową nazwę (Niezależne Stowarzyszenie Muzyczne) i napisaliśmy statut. Być może staniemy się konkurencją dla anarchistów.

15 czerwiec
Kamerun ograł wczoraj Rumunię 2:1. Tak właściwie to powinno być  1:0, bo dwie bramki były raczej nieprzepisowe. Strzelając pierwszego gola Kameruńczyk faulował, a pod koniec meczu (w 88 minucie) dwóch Rumunów było na spalonym. Sędzia tego jakoś nie zauważył i padła bramka. Od momentu strzelenia pierwszej bramki Kameruńczykom się nie spieszyło. Rumunom natomiast przeciwnie – nawet ustawiali Kameruńczykom piłkę, byle było szybciej, ale na nic to się nie zdało.
Kamerun już ma zapewnione wyjście z grupowych rozgrywek, czego pewnie nikt się nie spodziewał. Jeżeliby jeszcze ograli Sowietów (którzy w meczach z Rumunią i Argentyną cieniowali) to mieliby 6 punktów.
W Kamerunie grają m.in. N’Kono (w bramce, pamiętam go jeszcze z 82 roku, jak wpuścił tylko jednego gola i to dlatego, że się potknął), Mfede, Makanaki (napastnik dredd), Kanabiyik i jego brat – Onambiyik lub coś takiego. Ponadto: Gil Onana, Ebwele, Tatau, N’Dib, ‘Mbuch, Paqal, Roger Milla.

WYJAŚNIENIA:
RUBIN, o którym mowa, to Klub "Rubin" na Rubinkowie, pewnie istnieje do dziś. Tam się spotykaliśmy, tam organizowaliśmy koncerty, tam wreszcie było ksero.
KLUB to Klub Muzyczny im. Jello Biafry (dopiero później, po rejestracji w sądzie, nazwaliśmy się TSM).
LIŚĆ ganji reprodukowany na środkowych stronach był prawdziwy, zasuszony - miałem go potem jeszcze jakiś czas, razem z oryginalnymi stronami zina. Na drugiej stronie tej środkowej kartki był "plakat" z Bobem Marleyem:

wtorek, 6 listopada 2012

ŚLĄSKIE OD KUCHNI

Wprawdzie obiecałem sobie, że setny post będzie bardziej osobisty (ciągle czeka opis i obraz tego, co widziałem w wakacje), no ale ciągle nie mogę się zebrać. W tak zwanym międzyczasie była u nas w Muzeum telewizja kręcąca jakiś program ŚLĄSKIE OD KUCHNI. Emisja w TVS była w ostatnia niedzielę, ale oczywiście zapomniałem oglądać. Na szczęście jest internet.

Kto chce zwiedzić Muzeum "Sztygarka" z przewodnikiem (znaczy się: ze mną) i zobaczyć, jak się robi karminadle, zapraszam na stronę.

PS Zapach po całym  Muzeum roznosił się jeszcze następnego dnia, ale nie dane nam było spróbować.