czwartek, 26 września 2013

O CZŁOWIEKU ZŁEJ GĘBY POCZĄTEK

Ten temat chodzi po mnie od lat, takie moje własne idee fixe, że kiedyś to zrealizuję. Może, jak życia i energii starczy. Chodzi o temat tzw. "tranzakcyi będzińskiej" (w Volumina Legum zwanej rakuską) i wszystkim tym, co ją poprzedziło, powiedzmy od śmierci Stefana Batorego. A że jedną z postaci kluczowych w tych wydarzeniach był niejaki Gabriel Hołubek, to rzecz można by cofnąć jeszcze o kilka lat, do wojen Batorego z Moskwą. Na razie w tym temacie więcej czytam niż piszę, ale żeby nie było tak, że żadnego śladu po tym moim czytaniu nie stanie, stąd niniejszy wpis. Jest to coś w rodzaju pierwszego rozdziału szkicu o owym Hołubku, postaci bardzo kiedyś znanej, opiewanej w pieśniach i powieściach jeszcze do XIX wieku, dziś już niemal kompletnie zapomnianej - pierwszego rotmistrza kozackiego na służbie Rzeczypospolitej. Czy był rzeczywiście rotmistrzem i czy pierwszym - to właśnie tematy do rozwinięcia, ale postać jest niezwykle frapująca. Znany głównie z dwóch wydarzeń - ataku na czele podolkuskich górników na tyły armii arcyksięcia Maksymiliana (1587) i bitwy pod Byczyną (1588), gdzie walczył w straży przedniej i poległ.

Gabriel Hołubek - jedyny portret, jaki znalazłem w Sieci.
(na przykład TU)

Poniżej pierwszy (na razie jedyny) rozdział opowieści o Hołubku (wersja tekstu bez przypisów i ilustracji, coby nie od razu wszystko zdradzać:). Końcówka może być nieco, chmmm... kontrowersyjna?- zapraszam:

GABRIEL HOŁUBEK - POCHODZENIE

            Informacje dotyczące pochodzenia Gabriela Hołubka nie są jasne. Nieznana jest nawet dokładna data i miejsce jego urodzenia, a wszelkie informacje herbarzowe zdają się świadczyć o późniejszym tworzeniu biogramu-legendy. Zwięzły biogram naszego bohatera, autorstwa Zdzisława Spieralskiego, sprowadza temat do jednego zdania i konkluzji, że wszelkie „informacje (…) są błędne i zapewne dorobione zostały w celu przydania większej sławy temu popularnemu żołnierzowi”.
            Większość herbarzy przypisuje Hołubkowi przynależność herbową do Syrokomli.  Herb ten (srebrna łękawica z takimż krzyżem w polu czerwonym) przeniesiony na Litwę w wyniku unii horodelskiej, stanowi odmianę Abdanka (Habdanka) – poprzez dodanie owego krzyża. Jest rzeczą charakterystyczną, że o ile ów Abdank należy do najstarszych i najważniejszych herbów (rodów – zob. Awdańce) polskich, o tyle wśród herbowych Syrokomli znajdziemy rodziny pochodzenia litewskiego, być może także ruskiego.
            Bartosz Paprocki, autor Herbów rycerstwa polskiego, wydanych po raz pierwszy w roku 1584, przy opisie herbu Syrokomla nic o Hołubku nie wspomina. Zważywszy na dość dobrą znajomość współcześnie mu żyjących herbowców, może to potwierdzać hipotezę o zgoła nieszlacheckim pochodzeniu naszego bohatera. Dość sztampowa fraza, mówiąca że „inszych domów [tj. rodzin, rodów – przyp. JK] wiele w różnych województwach, których ja w tak szerokim królestwie znać nie mogę” niewiele nam w tej sprawie wyjaśni. Jakiegoś Hołuba, protoplastę herbu Wczele (Szachownica) wspomina Paprocki przy omawianiu tego herbu, ale bez podania szczegółów, powołując się jedynie na Długosza – naszej historii to nie dotyczy.
            Ksiądz Wojciech Wijuk Kojałowicz w swoim Herbarzu szlachty Wielkiego Księstwa Litewskiego (powstał w latach 1650-1656) określa herb Gabriela Hołubka jako Krokwy (zwany przez samych Hołubków jako Trzy Krokwy) także będący jedną z odmian Abdanka – z połustrzałą zamiast krzyża. Owe krokwy (dziś powiedzielibyśmy: krokwie) to właśnie łękawica, figura uszlachetniająca w kształcie litery W (lub odwróconego M), obecna w wyobrażeniu Abdanka czy Syrokomli. Ciekawe, że owa łękawica w polskiej heraldyce opisywana jest zazwyczaj jako „dwie krokwie”. Skąd się zatem wzięły owe trzy? – tego ksiądz Kojałowicz nie precyzuje, choć z zamieszczonego wizerunku herbu można się domyślać, że za trzecią krokwię (krokiew) uznano dodaną do łękawicy połustrzałę. Monumentalny, gigantyczny wręcz, Słownik polszczyzny XVI wieku (w chwili obecnej wydawcy doszli do litery P, co zajęło im 34 tomy, średnio po około 600 stron każdy!) nie łączy krokwi z łękawicą. Krokiew (a właściwie po staropolsku: krokwa) to, jak i dzisiaj mniej więcej rozumiemy, „belka pozioma łącząca dwie inne” albo „skośna belka w wiązaniu dachowym podtrzymująca pokrycie dachu”. Jeszcze jednym, zapomnianym (ja w każdym razie nie pamiętam) już znaczeniem tego słowa jest określenie nogi stołu. Wyrazy pokrewne to jeszcze krokwica (mała krokwa), łatka (dzisiaj mówimy raczej: łata), kozieł, wiązanie. Natomiast określenie łękawica (a właściwie łąkość, występują jeszcze formy: łąkoć i łękawa) odnosiło się do wzoru wykorzystywanego w hafcie ozdobnym. Ów wzór to „wężykowata lub wygięta w łuk linia” co rzeczywiście pasowałoby jak ulał do owej podwójnej krokwi w herbie.
Wracając do księdza Kojałowicza - swoje informacje rozszerza o wiadomości o potomstwie Hołubka, zamieszkującym województwo nowogrodzkie i „mężu sławnym” Aleksandrze Hołubie, żyjącym w połowie XVII stulecia. Nieco wcześniej (pod hasłem: Hołub) wymienia „żołnierza sławnego” Grzegorza Hołuba oraz Andrzeja Hołuba, kwestora słonimskiego z roku 1574. Skądinąd wiemy, że nasz Gabriel też był pod Słonimiem (wiosną 1582 roku) – tej nici powiązań jednak pewnie już nie rozwikłamy.         
            Ten sam herb jako Syrokomla (z zastrzeżeniem: „na Abdanku miasto krzyża, kładą strzałę z połową żeleźca, niektórzy to nazywają trzema krokwiami, ale nie wiem dlaczego”) przypisuje Hołubkowi najwybitniejszy polski genealog-heraldyk doby oświecenia – ks. Kasper Niesiecki. Ciekawe, że w swojej pracy próbował powiązać różne wcześniejsze tradycje (Paprocki, Kojałowicz) od siebie dodając informację, jakoby Hołubkowie to zdrobniała nazwa wcześniejszych Hołubów. Wspomina także potomstwo Gabriela, mieszkające w województwie nowogrodzkim, Aleksandra w powiecie wołkowyskim oraz niejaką Reginę (żonę Adriana Dąbrowskiego herbu Kuczaba). 
            Kto wie, czy nie najwięcej informacji o całym rodzie możemy znaleźć u Adama Bonieckiego. Wybitny nasz heraldyk wszystkich odnalezionych w archiwach Hołubków, Hołubów i innych podobnych umieścił w jednym miejscu, opisując jako ród „herbu własnego w Wielkim Księstwie Litewskim. Herb ich przedstawia w polu czerwonym Habdank, na nim strzałę z połową żeleźca. W szczycie hełmu trzy pióra strusie.”
            Nie ma sensu przytaczać tu wszystkich osób, jakie skrótowo opisał Boniecki, a trzeba przyznać, że od początku XVI wieku odnalazł ich niemało – mamy wśród nich bojara litewskiego, kilku dworzan królewskich, rotmistrzów, pułkowników i właścicieli ziemskich. Zastanawiające, że nie ma wśród tej plejady naszego Gabriela…
            Kolejny po Bonieckim heraldyk, Seweryn Uruski, powtarzając większość informacji za poprzednikiem, próbował jej jakoś usystematyzować. Trudno niestety zweryfikować, które podane przez autora informacje są prawdziwe a które jego kompilacjami i domysłami – dość stwierdzić, że kwestii pochodzenia Gabriela także do końca nie rozświetla. Przede wszystkim Uruski wyodrębnił aż trzy linie Hołubów: główna z nich pieczętowała się Abdankiem. Tutaj właśnie znalazł się ów Andrzej, poborca Słonimski, a oprócz niego także: Aleksander w województwie witebskim (1660), Teodor (1665), Walenty syn Szymona, Daniel syn Jakuba, Piotr syn Grzegorza (wszyscy oni zapisani do ksiąg szlachty guberni mińskiej w roku 1811), wreszcie Aleksander, syn Stefana, urzędnik w guberni kowieńskiej (1859).
            Druga gałąź Hołubów miała się pieczętować herbem własnym Hołub („w polu czerwonym litera słowiańska M (odwrócone Ш), której każde ramię wsparte na zielonym wzgórku, a środkowe przedłużone w górę przekrzyżowane, i nad przekrzyżowaniem rozdarte okrągło; na tarczy mitra książęca”). Znani na Wołyniu i Ukrainie: Iwan, właściciel dóbr Bohate (1583) miał synów Piotra, Pawła, Samuela, Jana (rotmistrza królewskiego) i Jerzego. Potem Uruski wylicza imiennie jeszcze kilka pokoleń (w tym kilku rotmistrzów i pułkowników) aż do roku 1831. Dopiero trzeciej gałęzi przypisuje herb Syrokomla, przy czym w linii tej wymienia tylko jedną osobę, Józefa, znanego pod koniec XVIII wieku.
            Bohater naszej opowieści występuje jednak w jeszcze kolejnym wątku, którego początek możemy tutaj przytoczyć: „Jedna gałąź rodziny Hołub [herbu Abdank] zmieniła nazwisko na Hołubek; z niej Jan, proboszcz w Szydłowie, na Żmudzi ok. 1560 r., przeszedłszy na wyznanie kalwińskie, został przełożonym zboru tego wyznania w Szydłowie. Gabryel, dzielny wojownik i rotmistrz w wojnie z Moskwą za Stefana Batorego.”
Wszystkie inne herbarze w zasadzie nie wnoszą już niczego nowego. Jedynie u Hipolita Stupnickiego możemy znaleźć nieco odmienne wyobrażenie herbu, bardziej schematyczne, jakby wzorowane na runicznej hipotezie Franciszka Piekosińskiego (dokładnie takie, jak cytowane wyżej z herbarza S. Uruskiego). Oprócz znanych skądinąd informacji Stupnicki dodaje jeszcze i tę, że „jeden tego imienia w bitwie pod Zbarażem r. 1649 pułkownikował pod wodzą Andrzeja Firleja, kasztelana Bełzkiego, z chwałą niemałą”.
            Między bajki należy włożyć wczesne stwierdzenie Macieja Stryjkowskiego (pierwsze wydanie jego Kroniki miało miejsce w 1582 roku) o kniaziowskim pochodzeniu Hołubka.
            Jako rok urodzenia Gabriela Hołubka podaje się najczęściej „ok. 1550”, co jest datą jedynie domniemaną, ale możliwą. Pierwsza wzmianka, jaką możemy znaleźć o naszym bohaterze w źródłach z epoki, pochodzi z czasów wojen Stefana Batorego o Inflanty (1579-1581) – dowodził wtedy stukonną rotą kozacką, mógł więc mieć około trzydziestki, chociaż śmiało można dodać kilka lat zarówno do przodu, jak i do tyłu.
            Jeszcze się na chwile zatrzymajmy przy owej dacie „około roku 1550” gdyż jest pewna rzecz, być może jakiś trop, którego dziś już być może nie prześledzimy dokładnie, ale kto zabroni spróbować? Seweryn Uruski, pisząc – jak cytowałem już nieco wyżej – o księdzu Janie, który przeszedł na kalwinizm dodaje, że było to około roku 1560. Zdaje się, że datę tę możemy bardziej sprecyzować, a całą historię nieco uszczegółowić.
            W swoich  Wspomnieniach Żmudzi ksiądz Ludwik Adam Jucewicz pisze: „W roku 1532, kiedy nowości religijne z Prus przyniesione, zawróciły w głowie naszym ojcom i prawie wszystkie katolickie świątynie, na zbory innowierców się przemieniły; tejże samej smutnej kolei uległ i kościół Szydłowski, opuszczony od swego pasterza księdza Hołubki, który razem z wielu innymi duchownymi żmudzkiej diecezji, wyrzekłszy się niebieskiego szczęścia, dla brudnego i niestałego szczęścia ziemi, w wygodnych zdaniach szukał swemu sumieniu ulżenia.” Podana data jest raczej zbyt wczesna, a już na pewno nie dotyczy aktu apostazji księdza Hołubki, który mógł mieć miejsce około 1553 roku. Wspomina go Jucewicz raz jeszcze, w kontekście powrotu kościoła szydłowskiego do katolickiej macierzy. Trzeba też przyznać, że wiele się z obu tych wzmianek nie dowiemy. W sumie dość pospolitą jak na ówczesne czasy, ale dla każdej lokalnej społeczności jednak bardzo istotną sprawę, omawia też Józef Łukaszewicz, nic nowego jednak w jego dziele nie znajdziemy. Rola księdza Jana w tamtych wydarzeniach nie jest jasna – zarówno Jucewicz jak i Łukaszewicz mówią o jego przejściu na kalwinizm, podczas gdy w obecnym Szydłowie pielęgnowana jest jego pamięć jako ostatniego katolickiego kapłana, który przezornie, przed opuszczeniem parafii, schował dokumenty fundacyjne kościoła i sprzęty liturgiczne do skrzyni, którą następnie zakopał.
            Czy ksiądz Jan Hołubka miał coś wspólnego z naszym Gabrielem – jak poniekąd sugeruje Seweryn Uruski – nie wiemy, ale jeśli rzeczywiście przeszedł na kalwinizm, mógł się przecież ożenić. Możliwość znalezienia żony i założenia rodziny była zapewne przyczyną wielu „nawróceń” katolickich księży, którzy w ten sposób znajdowali szeroko otwartą furtkę dla swoich osobistych wyborów, a przy okazji mocno podbudowaną kwestiami wiary. Jeśli tak było w przypadku księdza Jana, mógł mieć dzieci. Mógł też mieć najpierw dziecko – syna Gabriela na przykład – a potem nadarzyła się okazja zmiany szat liturgicznych. Tego się już pewnie nigdy nie dowiemy. Natomiast faktem jest, że po raz pierwszy przyszły rotmistrz kozacki pojawi się w szeregach sprzyjających kalwinizmowi Radziwiłłów.

poniedziałek, 23 września 2013

ARGENTI FOSSORES...

Od dawna myślałem, żeby ten blog funkcjonował także jako informacja o książkach dotyczących dziejów Zagłębia, ukazujących się tu i ówdzie. No i czasami piszę, ale też nie o wszystkich nowościach wiem. Teraz dwie - myślę ciekawe propozycje na jesienne wieczory.

Najpierw sprawa poważna: drukowane pokłosie konferencji naukowej ARGENTII FOSSORES ET ALII - cały materiał w zasadzie dotyczy pogranicza małopolskiego i śląskiego (czyli dzisiejszego Zagłębia) w jego gospodarczym aspekcie - głównie wydobycie i wytop srebra, wczesnośredniowieczne hutnictwo itp. Dla ciekawych - rewelacja, dla innych - przynajmniej warto o tej książce wiedzieć.


Szczegółowy spis treści można znaleźć TUTAJ.

Druga pozycja jest znacznie lżejsza gatunkowo, sam jestem jej ciekawy (coś tam zdaje się konsultowałem przy tej okazji). Powieść, której akcja dzieje się w dawnym Będzinie. Może jest już w księgarniach, a jeśli nie, to lada dzień. Jak przeczytam, pewnie coś napiszę.


piątek, 20 września 2013

MAM DUCHA DUCH MA MNIE

Trochę się tego spodziewałem, że będę miał problem z opisem naszych wakacji. Dużo się działo jak zwykle, kilka nowych czeskich zamków i miasteczek + dwa tygodnie nad morzem. Ale że dziewczyny wrzuciły dziś na jutuba filmik z naszego rodzinnego wyjazdu, więc chociaż taki mały fragmencik.

Żeby nie było - my na co dzień tak nie muzykujemy (niestety) - ale trzeba było się rodzinnie zaprezentować, więc spróbowaliśmy. Efekt jest taki: tata gra, mama śpiewa (i przy okazji myli tekst), Marta się za nas wstydzi ale w końcu włącza się aktywnie, Domi też gra, Sara i Milenka jakby wyrwane z innej bajki, nie bardzo wiedzą o co chodzi a i Antek przez chwilę gdzieś się kręci...

Słabo słychać, więc muszę powiedzieć - najpierw to jest "Mam ducha" Słomy, które płynnie przechodzi w "Tyś jak skała..." Deus Meus. Potem Kramcik z Martą też śpewają coś jeszcze z repertuaru chyba Deus Meus. Jak ktoś chce pooglądać, proszę bardzo:)

czwartek, 19 września 2013

FROH III


Miło było na wczorajszej kazimierzowskiej konferencji spotkać starych znajomych. Trochę mi się nawet zackniło za Będzinem...

No i dowiedziałem się, że odbędzie się - po kilku latach przerwy - III Forum Rekonstrukcji Obiektów Historycznych (FROH). W sumie do tej pory odbyły się już trzy Fora (pierwsze nosi numer... zerowy), wszystkie zorganizowane przez ludzi ze Stowarzyszenia na Rzecz Ochrony Dziedzictwa Przyrodniczego i Historycznego MOJE MIASTO. Już myślałem że to nasze Stowarzyszenie niemal umarło (sam nie mam czasu tak się angażować jak na początku, zwłaszcza kiedy jeszcze pracowałem dla Będzina) a tu proszę taka niespodzianka. Poprzednie edycje wspominam bardzo dobrze, może i teraz uda mi się - dosłownie - zagościć. Wszystkich chętnych oczywiście zapraszam. Szczegóły (a także kilka moich starych tekstów - w zakładce: Warto wiedzieć) na stronie Stowarzyszenia MOJE MIASTO.

Image


niedziela, 15 września 2013

KAZIMIERZ - PROGRAM KONFERENCJI

Dla zainteresowanych - program konferencji, która odbędzie się w najbliższą środę (18 września) w Będzinie.