Już jadąc do VITKOVA na początku lipca 2012 mijaliśmy po drodze zamek w miejscowości Hradec nad Moravici. Jako że miłościwie nam panujące upały (nad rzeką pod namiotem rzecz ze wszech miar pożądana) nie pozwalały nam wyściubić nosa gdziekolwiek poza spacerem do gospody i na zamek Vikštein, dopiero w drodze powrotnej postanowiliśmy zatrzymać się na chwilę. Zostało nam coś ze dwadzieścia koron, a że jedyna jeszcze czynna wczesnym wieczorem restauracja nie uznawała kart kredytowych, z planowanych lodów wyszły niestety nici. To zresztą dość typowy dla Czech obrazek - leniwe wieczory, ludzie pochowani w swoich domach.
Samego zamku nie zamierzaliśmy zwiedzać - jeśli chodzi o wnętrza - ale u naszych południowych sąsiadów przynajmniej parki są otwarte 24 godziny na dobę. O rozległości parku informowała nas tablica informacyjna. Nie byłbym sobą, gdybym jej nie sfotografował:
Zatrzymaliśmy się na rozległym parkingu, z którego widok z miejsca mnie zachwycił. Oczywiście cały czas pamiętam, że zamki czeskie czeskimi są tylko z nazwy i ich współczesnej przynależności administracyjnej, ale trzeba przyznać, że ktoś tm miał wyobraźnię nie lada:
Dopiero po chwili okazało się, że to dopiero początek, tak zwany Zamek Czerwony, za którym chował się mniej efektowny Zamek Biały.
Po przejściu przez bramę należy się odwrócić:
Jasne, że tchnie sztucznością i neogotykiem - ale przynajmniej bajkowo. Zamek Biały, jak już mówiłem, mniej okazały, przynajmniej na zewnątrz:
Dopiero za nim rozpościera się rozległy park, do którego przechodzimy obok samodzielnie stojącej wieży:
Któryś z właścicieli zamku był nie lada klasy melomanem - gościł m.in. Beethovena, Paganiniego i Liszta. Spacerując po parku co rusz spotkamy pomnik któregoś z nich - taka czeska odmiana dróżek kalwaryjskich.
Jak widać choćby na tym zdjęciu, zewsząd rozpościerają się rozległe, wspaniałe widoki. Cały park wraz z zamkiem położony jest na stromym wyniosłym wzgórzu. Z tego miejsca widać coś, co przypomina jakby fundamenty średniowiecznej budowli, ale żeby je zobaczyć, potrzebne jest duże zbliżenie:
Wychodząc z parku ponownie przechodzimy obok Zamku Czerwonego - jeszcze rzut oka na jego dziedziniec:
Mniej więcej w tym momencie wyczerpały mi się akumulatorki w aparacie - a szkoda, bo właśnie wówczas zobaczyliśmy dość niezwykła rzeźbę - SEN O LATANIU. Znalazłem w sieci tylko takie, niskiej rozdzielczości fotki:
W ten sposób pierwszy tydzień wakacji mamy już za sobą. Obiecane dzieciom lody zjedliśmy dopiero nazajutrz, w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz