Jelenie na rykowisku – pocztówka. Znalazłem ją w zbiorze
pamiątek jednej ze starych dąbrowskich rodzin. Ciekawe, że nie ma z tą rodziną
nic wspólnego (a raczej: nic wspólnego nie udało się ustalić), a jednak jakimś
zbiegiem okoliczności odnalazła się pośród setek rodzinnych drobiazgów. Nie
wiem, co zwróciło moją uwagę – czy ten jeleń na pierwszym planie? Może, ale to
tylko pretekst, żeby kartkę odwrócić jeszcze na drugą stronę. A tam – znajome nazwisko:
Chłapowski. Adresat, mieszkający w
Sobiejuchach koło Żnina. A przecież stamtąd pochodził generał z czasów Powstania Listopadowego, Dezydery Chłapowski. Dotykamy więc jakiejś większej całości.
Pocztówkę wysłano w roku 1917 w Chełmży, zwanej wtedy Culmsee. A to przecież
moja kraina dzieciństwa! Samo miasteczko poznałem już będąc historykiem, ale w
jeziorze kąpałem się od zarania dziejów (pierwsze, które przepłynąłem wpław, choć tylko w poprzek).
Jako że Mikołaj za pasem, polecam lekturę rewersu:
Kochany Dedziku!
Z polecenia św. Mikołaja, który 6 t.m. rozdawał grzecznym
dzieciom podarunki, przesyłam Tobie jako grzecznemu dziecku ten oto mały
podarunek. Św. Mikołajowi zaś poleciłem Cię nadal. Do widzenia!
Ks. J. Gołębiewski SJ
Chełmża dnia 11 XII 1917
Patrzę, co Chłapowscy mają wspólnego z Sobiejuchami. A
raczej – jak długo. I okazuje się, że byli tam właścicielami majątku aż do II
wojny światowej. Wnuk sławnego generała, Mieczysław Chłapowski, w latach
1910-1914 wzniósł tu niewielki, murowany, klasycystyczny pałac, stający po dziś
dzień. Ostatnim właścicielem pałacu był Dezydery Chłapowski, rozstrzelany przez
Niemców w 1939 roku. Dezydery – a więc to on był zapewne owym Dedzikiem z
pocztówki. Pewnie syn owego Mieczysława, a więc prawnuk generała. Pewności nie
mam, bo dokładnego śledztwa w tej sprawie nie prowadzę.
Postać nadawcy też jest źródłowo uchwytna. Ksiądz Józef Gołębiewski
urodził się w roku 1883 w Chełmży. Wstąpił do Jezuitów, w latach 1912-16 był profesorem
w słynnym gimnazjum jezuickim w Chyrowie. Jak wynika z pocztówki w roku 1917
przebywał w Chełmży.
Kim był dla „kochanego Dedzika”? Wujkem? Jego pragnienie
zobaczenia Dedzika być może się spełniło w wolnej Polsce, ale tragiczny los
jeszcze raz połączył ich ze sobą. Już jako superior rezydencji
jezuickiej w Grudziądzu ksiądz Gołębiewski został rozstrzelany przez Niemców w
październiku 1939 roku…
Skąd ta pocztówka znalazła się w Dąbrowie – nie wiem. Ale to
pewnie jedna z tysięcy podobnych historii. Mówiąc języku rymkiewiczowskim: ŻMUT.
Niesamowita historia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
czytelnik Sz.S.