* *
*
i znowu jesteś – tam, gdzie nie
dosięgam
widzę twoje ślady, choć zerkać
nie mogę
karmiony bezkresem, bezlitosnym drżeniem
dawno już wybrałem wytęsknioną drogę
czy ja ją wybrałem, czy ona
wybrała
wzięła mnie w objęcia, rozpalona,
bosa
zwiedziony marzeniem, zgorzkniały
ułudą
usnąłem nad ranem w jej wilgotnych
włosach
dziś jesteśmy inni, posiwiali,
grzeszni
dzielą nas porody, śmierci i radości
język zalękniony, wygasłe
spojrzenia
banalna historia niedoszłej
miłości
po co nam to było, ten wieczór
styczniowy
co chcieliśmy znaleźć, co zgubić,
co zabić
po co w sercu zamknąć obraz,
dźwięk i ranę?
- żeby ono nigdy nie przestało
krwawić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz