BRAMA WJAZDOWA NA ZAMEK GÓRNY (BUDYNEK BRAMNY)
(UWAGA INTERNAUCI: tekst liczy
grubo ponad 10 tysięcy znaków.
Kto czyta, nie błądzi.)
Kto czyta, nie błądzi.)
Po chyba zbyt długiej przerwie pora wrócić do opisu zamku w Będzinie. Dzisiaj proponuje jedno z ciekawszych zagadnień – kwestię pierwotnego wjazdu (a raczej: wchodu:-) na zamek górny.
Już na początku muszę przyznać – rzecz jest dość
niejasna i tajemnicza. Budynek bramny (wieża bramna), dzięki któremu możemy się
dostać z zamku dolnego na górny, istnieje tylko na modelach i wirtualnych
rekonstrukcjach. Nie wspominają o nim żadne źródła pisane (Revisia Polski maley, 1564; Revizya
zamku Będzińskiego, 1616; Lustracya
województwa krakowskiego, 1660; takież Lustracye...
z lat 1765 i 1789). Nie ma go na żadnej, nawet najstarszej XVI-wiecznej
rycinie. Pierwszy szczegółowy opis, o którym niżej (1854/56) mówi jedynie o
„otworze w murze”.
Mówiąc kolokwialnie, obecne wejście na zamek
prowadzi przez dwie dziury w murze. Najpierw pierwsza „dziura”, potem idziemy
kilkanaście metrów międzymurzem, aż napotykamy drugą „dziurę” i już jesteśmy na
dziedzińcu. Tymczasem w średniowieczu rzecz nie wyglądała tak prosto – to
drugie wejście zostało przebite w murze wewnętrznym później, być może nawet
dopiero w XVIII wieku. Nie wiem, czy da się to dzisiaj jednoznacznie
stwierdzić. Najstarsze plany nie są w tej kwestii jednoznaczne (zresztą zbyt
mało szczegółowe). Z całą pewnością ów otwór widoczny jest na rycinie
zamieszczonej w „Przyjacielu Ludu” w roku 1843, a więc już po restauracji
Lanci`ego. Idąc dalej – także na rycinie datowanej około roku 1800 jest coś, co
najwyraźniej jest owym otworem.
Ta rycina datowana jest na ogół w
okolicach 1800 roku.
Bodajże pierwsza rycina
przedstawiająca zamek już po odbudowie Lanciego.
Zamek na planie Będzina, ok. 1875.
Wyraźnie widać te wszystkie elementy, o których traktuje niniejszy artykuł.
W
Archiwum w Łodzi zachował się „Akt oddania pod nadzór Magistratu Miasta Będzina
zamku królewskiego w temże Mieście istniejącego” z roku 1856. Urzędnicy chcieli
zapewne wiedzieć, o czym piszą, więc w dokumencie przywołują „opisanie ogólne”
zamku, sporządzone dwa lata wcześniej. Nie będę cytował całego, tylko fragmenty
dotyczące wjazdu na zamek górny: Przez
otwór w murze --- zasklepiony bramą dwuskrzylną z tarcic 1½’’ grubych szalowaną
i głowaczami nabitą, dawniej kolorem popielatym klejowo pomalowaną 4 hakami w
mur wmurowanemu, 4 długimi zawiasami, zamkiem wielkim z kluczem - - tudzież 2
szufragami u dołu, góry okute po 16 stopniach --- z kamienia łamanego ułożonych
i mocno zrujnowanych wchodzi się, [na] dziedziniec.
Przekładając
to na język bardziej ludzki chodzi o to, że w miejscu naszej domniemanej wieży
bramnej była owa dziura w murze, a za nią rumowisko z czytelnymi jeszcze
schodami prowadzącymi na dziedziniec. Jako że jedna fotografia zastępuje tysiąc
słów – proszę bardzo: tak to wyglądało jeszcze kilkadziesiąt lat temu:
Zdjęcie ukazuje stan tego fragmentu ruin
zamku, jaki widzieli jego badacze przystępując do badań
archeologiczno-architektonicznych i później odbudowy warowni. Pierwszy otwór w
murze (tuż przed którym stał fotograf, to owa „pierwsza dziura w murze” czyli
miejsce, gdzie dziś znajduje się wejście do zamku. Tyle że dziś na wprost
ujrzymy ścianę (mur) a wówczas było tu ogromne rumowisko z pozostałościami
sklepienia (na zdjęciu widoczne po prawej stronie).
Ta
sama relacja kilka linijek dalej mówi też o wspominanym wcześniej istniejącym
do dziś przejściu przez mur wewnętrzny na dziedziniec: dziedziniec z dwóch [sic!] stron
zamknięty ścianami zamku a z trzeciej murem --- 170 stóp długim, 18 stóp
zrównanej wysokości mającym --- porysowanym, w nim są: drzwi jednoskrzydłe u
góry podkoliste z tarcic 1½ grubych szalowane, głowaczami nabite kolorem
popielatym dawniej pomalowane 2 hakami z muterkami przytwierdzonemi
okute.
Połowa
XIX wieku to czas, kiedy kończą się opisy typu lustracyjnego, a zaczyna
literatura. Na przykład „Tygodnik Ilustrowany” z roku 1861: Baszta [chodzi o wieżę okrągłą, stołp –
przyp. JK] i równy jej co do wysokości
czworogranny gmach z grubych na sążeń murów, tudzież niewielki dziedziniec, równie
grubym a wysokim na jakie 5 do 6 sążni otoczony murem, tworzyły jądro
zamczyska. Drugi mur, niższy o połowę, okrążał je naokoło w odległości kilku
zaledwie łokci, panując bezpośrednio nad spadkiem wzgórza i parowem
oddzielającym zamek od całego wierzchołka góry. Dwie bramy [podkr.
moje – JK], bronione wysokimi parapetami,
prowadziły do środka od strony rzeki; od strony zaś miasta nad parowem wznosiła
się dotąd istniejąca, rzucona na arkadach, olbrzymia murowana kładka na półtora
łokcia szeroka, tak, że pojedynczo tylko przechodzić ją było można. Ciekawy
jest passus o dwóch bramach. Autor – w odróżnieniu od wielu współczesnych
będzinian – wiedział o istnieniu bramy na zamek dolny, zachowanej do dziś w
dolnych partiach oraz wiedział (domniemywał?) o nieistniejącej już wówczas
bramie na zamek górny. Jest jeszcze możliwość, że owej drugiej bramy doszukiwał
się w nieistniejącym już południowym fragmencie muru zamku dolnego, na granicy
z miastem. Jednak takie rozwiązanie – ze względu na warowny charakter budowli –
wydaje się mało prawdopodobne. Być może jednak w czasach nowożytnych powstała w
tym miejscu jakaś furtka, ułatwiająca komunikację między zamkiem a miastem.
Wydaje
się że wyżej cytowany opis znał Marian Kantor-Mirski, pisząc w roku 1931: Dwie bramy prowadzące do zamku od strony
rzeki, bronione wysokimi parapetami, posiadały samborza t.j. pięterka,
przeznaczone dla straży i stróżów wrotnych. Wewnętrzny mur posiadał tylko jedną
bramę i jedną furtkę. A kawałek dalej: Pod
całym gmachem znajdowały się obszerne piwnice, zaś w skale od strony rzeki, do
której przypierał zewnętrzny mur obronny, wykute były kazamaty, posiadające
strzelnice. W początkach istnienia zamku, w tym murze miała znajdować się
jeszcze jedna brama wiodąca podziemnym chodnikiem, wykutym w skale, do zamku
górnego.
Trochę
pofantazjowaliśmy, wróćmy jednak do tematu…
Jak
zatem na zamek wchodzili pierwotni jego mieszkańcy? Otóż w miejscu, gdzie dziś
znajduje się pierwsze wejście na zamek, znajdowała się specjalna wieża bramna,
być może trzykondygnacyjna. Po wejściu do niej należało – tak jak dziś –
skręcić w lewo i cały czas podążać międzymurzem. Po zrobieniu rundki dookoła
zamku – teren tam cały czas się wznosił, podobnie jak dziś – dochodziło się
ponownie do owej wieży, ale już na poziomie jej II kondygnacji. Po wejściu do
środka trzeba było skierować się na prawo i wzdłuż zachodniej ściany budynku
mieszkalnego, mniej więcej przez dzisiejszą kawiarnię, wchodziło się na zamek.
Widok
zamku górnego. Linią przerywaną zaznaczono drogę na zamek – od pierwszej
kondygnacji wieży, następnie w lewo, cały czas międzymurzem, tam się droga
wznosi aż dochodzimy od drugiej strony znowu do wieży bramnej, ale już na
poziomie drugiej kondygnacji wieży. Następnie skręcamy w prawo i już jesteśmy
na dziedzińcu. Kolorem szarym zaznaczono odkryty fragment muru w poprzek
międzymurza na wysokości przypory budynku mieszkalnego oraz zamurowane (po
zniszczeniu bramy) wejście na dziedziniec.
Do
dziś zachowały się strzelnice w zachodniej ścianie kasztelu, skierowane na
dziedziniec, co nie miałoby sensu, gdyby nie miały strzec wejścia na zamek.
Wieża
bramna nie została ostatecznie zrekonstruowana, mimo że taki był początkowy
projekt odbudowy zamku – zachowała się natomiast na istniejącym modelu zamku.
Oto, co na ten temat pisał jej odkrywca i autor rekonstrukcji, Zygmunt Gawlik:
Szerokość
bramy wskazuje, że nie była furtką wejściową lecz bramą wjazdową, co jest
zrozumiałe w związku z koniecznością codziennego zaopatrzenia załogi. Normalnym
zjawiskiem było przeprowadzenie drogi wjazdowej na dziedziniec zamkowy na
dłuższej przestrzeni międzymurza i to najchętniej jeśli na to pozwalały warunki
terenowe w stronę lewą, gdyż wówczas wjeżdżający musiał jechać nieosłonięty
tarczą. Samej zaś załodze dłuższa droga wjazdu dawała czas na obronę w razie
zaskoczenia przez nieprzyjaciela. Międzymurze, po opuszczeniu brony, bywało
także pułapką dla wdzierającego się nieprzyjaciela. Międzymurze, po spuszczeniu
brony, bywało także pułapką dla wdzierającego się nieprzyjaciela.
W chwili prowadzenia prac architektonicznych
sytuacja nie przedstawiała się jednak tak prosto. Widać to na umieszczonym
wyżej zdjęciu i poniższych ilustracjach:.
Dolna część północnej ściany budynku mieszkalnego, dziś
niewidoczna. Wyraźnie widać przejście miedzy dziedzińcem a międzymurzem, wzdłuż
ściany budynku. Widoczna strzelnica znajduje się na drugiej kondygnacji,
pierwsza kondygnacja zagruzowana. Stan przed przebudową 1952-1956. To samo
miejsce przedstawia poniższy rysunek:
Fragment planu Gawlika.
Po przejściu „dziury” w murze (dzisiejszej bramy)
można było albo skręcić w lewo i dalej iść międzymurzem (jak w przytoczonym
wyżej opisie Z. Gawlika) albo prosto, po rumowisku, na dziedziniec. Na
powyższym planie, wykonanym przez samego Gawlika, widać być może schody. Trudno
było przypuszczać, żeby wjazd na zamek był na wprost. Znacznie osłabiłoby to
militarny charakter obiektu.
Oprócz
różnic wysokości istnieje jeszcze jeden problem związany z poszczególnymi
kondygnacjami bramy wjazdowej. Otóż wejście dolne do wieży jest bardziej z
lewej strony, natomiast wejście górne (z międzymurza na dziedziniec) bardziej z
prawej, bezpośrednio przy zachodnim murze budynku mieszkalnego. Widać to na
ilustracji poniżej:
Strzałkami zaznaczono wejście do
budynku bramnego i z międzymurza na dziedziniec.
Trudno
sobie jednak wyobrazić w praktyce przydatność takiego rozwiązania w kontekście
obronnego charakteru całego założenia zamkowego. To wejście z poziomu II
kondygnacji na dziedziniec powinno znajdować się raczej wewnątrz budynku
bramnego, a nie na zewnątrz, nieosłonięte. Rozwiązanie tego problemu przyniosły
wykopaliska z lat 50. ubiegłego wieku. Otóż na prawo od drugiego wejścia, na
przedłużeniu przypory budynku mieszkalnego, odkryto mur. Wówczas wieża bramna
na II (oraz III) kondygnacji byłaby nieco szersza niż na I kondygnacji (chyba
że na prawo od wejścia umieścilibyśmy jakieś niewielkie pomieszczenie dla
straży). Sytuacja tego miejsca już z odkrytymi murami została przedstawiona na
poniższej ilustracji:
Na
rzucie widać wyraźnie przerwę w I murze obwodowym przechodzącą tuz obok budynku
mieszkalnego. Przerwa ta już w czasach nowożytnych została zabudowana przez dwa
mniej więcej metrowej grubości mury: północny (podtrzymujący sklepienie
piwnicy, czyli dzisiejszej karczmy) oraz południowy, od strony międzymurza.
Przy okazji: ciekawe, że wąski mur po lewej Błaszczyk określił jako „mur
zamykający – nowy” (tu akurat tego napisu nie widać, bo zamalowany).
W
efekcie dało to mniej więcej taki wynik:
Rekonstrukcja zamku górnego w
Będzinie.
Prawy narożnik wieży bramnej przylega
do lewego narożnika budynku mieszkalnego.
Wejście do budynku bramnego już od strony międzymurza, na II
kondygnacji (wejście z drewnianego ganku na murze to juz III kondygnacja).
Powyższe
ilustracje pochodzi z wielokrotnie już opisywanej przez mnie komputerowej
wizualiacji zamku w Będzinie. Ciekawie wychodzi ich porównanie z dawnymi koncepcjami
Gawlika:
J.
Gumowski w latach 30. ubiegłego wieku widział to tak:
Skoro
przypuszczamy, że tak mogła wyglądać brama wjazdowa na zamek górny i związany z
nią ciąg komunikacyjny, należałoby się zastanowić kiedy i w jakich
okolicznościach przestała ona istnieć. Ciekawe, że nie ma jej na najstarszym
wizerunku zamku Mathiasa Gerunga. Jeśli bliżej przyjrzeć się owej weducie,
można zauważyć dziwną pustkę w miejscu, gdzie powinna znajdować się brama.
Zygmunt
Gawlik, który odkopał resztki domniemanej bramy, opisał to następująco:
Badania
przeprowadzone w murze pierścienia górnego przy ścianie szczytowej [budynku mieszkalnego – JK] dały
ciekawe wyniki. Odkryta została dolna część bramy wjazdowej na dziedziniec
górnego zamku. I wówczas stała się zrozumiałą strzelnica w ścianie szczytowej.
Broniła ona wjazdu na dziedziniec górnego zamku. Poziom bramy był znacznie niższy
niż wierzch istniejącego sklepienia. Rzecz zrozumiała, że sklepienie to oparte
na nowszym murze jest również młodsze.
Istniejące
bramy [chodzi o dwa
przejścia – w I oraz II murze obwodowym, należące do jednego hipotetycznego
budynku bramnego – JK] pozostawały między sobą w jakimś logicznym związku
komunikacyjnym. Brama dolna i górna były tej samej szerokości. Można więc
wnioskować, że służyły tej samej funkcji. Linia komunikacyjna biegła pomiędzy
nimi międzymurzem. Różnica jednak pomiędzy pierwotnym poziomem bramy w dolnym
pierścieniu a bramą w górnym pierścieniu jest znaczna i wynosi ~4,90 m. Ta
różnica musiała być pokonana na 112 m. międzymurza.
Zbadana
zawartość warstwy w otworze wejściowym odkrytej górnej bramy okazała się równie
ciekawą i cenną. Siedemnaście części żelaznych, przeważnie grotów strzał, część
przepalonego topora wojennego z resztkami zwęglonego styliska i śladem jego
całej długości. Ślady na ziemi wypalonych desek zwalonej bramy, pieniądz
srebrny i sporo ceramiki. Wszystko spalone, zbite, wgniecione w gruz i ziemię,
mówiły, że rozegrała się tu jakaś tragiczna walka. Spalona ostatnia brama na
dziedziniec zamkowy świadczyłaby o tym, że zamek został zdobyty. Znalezione
przedmioty i wydobytą ceramikę określił archeolog dr Leńczyk w Krakowskim
Muzeum Archeologicznym jako typową dla epoki Kazimierza Wielkiego. Zdarzenie to
rozgrywało się w murach Kazimierzowskiego zamku.
Jeśli
przeglądniemy dzieje panowania tego monarchy, to musimy zwrócić uwagę na nagły
najazd czeskiego króla Jana Luksemburskiego. Był to rewanż za zajęcie części
księstwa raciborskiego przez wojska polskie. Kazimierz Wielki musiał się cofnąć
ze Śląska i zamknął się w murach Krakowa. Wojska czeskie podsunęły się pod
stolicę i usiłowały ją zdobyć. Nie mogły tego jednak dokazać, trapione zaś były
wielce [przez]
oddziały „picowników” (partyzantów), które przede wszystkim odcinały Czechom
dowóz żywności. Król Jan widząc, że nie zdobędzie Krakowa, rozdzielił swą armię
na dwie części dla niszczenia kraju na większym obszarze i dla lepszego
wyżywienia swych wojsk i rozpoczął odwrót.
Wojska
czeskie maszerowały [dwiema
kolumnami – JK] na Olkusz i Lelów. Na drodze marszu znalazł się zamek w
Będzinie. Opatrzony niewielką załogą zamek nie mógłby się oprzeć tak znacznej
na owe czasy armii Jana Luksemburskiego. I dlatego wydaje się prawdopodobne, że
spalona brama górnego zamku łączy się z tymi wydarzeniami. Wiemy, że walki
toczyły się pod Będzinem. Armie czeskie poniosły klęski pod wsią Pogoń [dziś
dzielnica Sosnowca od strony Będzina – JK] i Białą. Cofając się Czesi
usiłowali zdobyć jeszcze Bytom, który się jednak oparł.
Jan
Długosz, Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego:
Jan
król Czeski, w swych zuchwałych zamiarach wkroczywszy do królestwa Polskiego
przez powiaty Opawski, Cieszyński i Oświęcimski, stanął naprzód dnia dwunastego
lipca obozem w Czyżynach pod Krakowem, i przez dwa dni i dwie nocy urządzając
swoje stanowiska, część królestwa Polskiego graniczącą z Szlązkiem pożogami i
łupieżą spustoszył; Kazimierz jednak król Polski z swojem wojskiem, które był
zebrał dla dania odporu Janowi królowi Czeskiemu, trzymał się przezornie i
bacznie już-to w zamkach, już w miejscach ukrytych, upatrując sposobnej pory do
działania i korzystnego stoczenia bitwy. A gdy rzeczony Jan król Czeski,
odparty od Krakowa, cofał się ku Czechom z małym oddziałem, wysiawszy wojsko
całe, na dwie części podzielone, jedno pod Lelów, a drugie ku Olkuszowi, aby
szerzej rozpuścić zagony i większą Polaków nawiedzieć klęską: wtedy rycerstwo
króla, Kazimierza wiedząc, iż Czesi rozdzieleni wyszli kraj Polski pustoszyć,
porwało się do broni i spiesznie za nimi pobiegło, a naprzód tych, którzy
ciągnęli pod Olkusz, u wsi Pogoni, drugich zaś dążących ku Lelowu u wsi Białej
doścignąwszy, i z wielkim krzykiem uderzywszy z tylu na Czechów, wszystek lud najtęższy
i najwaleczniejszy z łatwością rozbiło i pokonało.
Relacja
ta przynosi wiele rewelacyjnych wiadomości, ale także rodzi liczne wątpliwości.
Po pierwsze kwestia topora, a przy okazji innych znalezisk. W innej relacji
Gawlik określił go jako „topór wojenny czeski o długiej rękojeści” i na
tym kończy się wszelki ślad. Według wstępnych ustaleń nie ma tego topora tam,
gdzie być powinien, to znaczy w Muzeum Archeologicznym w Krakowie (gdzie był
badany) ani w Muzeum w Bytomiu (które gromadziło zabytki z wykopalisk
będzińskich przed utworzeniem Muzeum Zagłębia) ani w Muzeum Zagłębia w
Będzinie, które wówczas jeszcze nie istniało. O toporze nie wspomniał także W.
Błaszczyk w swej potężnej księdze, archeologicznej przecież. Czyżby o nim nie
wiedział? Sprawa jest o tyle istotna, że być może współcześnie dałoby się
przeprowadzić nową analizę chronologiczną zdobytego materiału i zweryfikować
dane podane przez Gawlika (zachował się jedynie rysunek topora i miejsca jego
odkrycia). [Edit: nie jestem w stu procentach pewien, czy Błaszczyk nie pisał o
toporze, ale nie mogę znaleźć takiego fragmentu. Jest w tekście mowa o dwóch
toporach, w tym jednym opisanym już przez Kantora. Drugi z opisanych toporów
raczej nie jest tym opisanym przez Gawlika. Na innym jeszcze miejscu Błaszczyk
opisuje trzy siekiery, w tym jedną znalezioną na międzymurzu, w sumie niedaleko
od gruzowiska domniemanej wieży bramnej – żadna z nich także nie jest toporem
Gawlika.]
Na
ilustracjach poniżej widać topór odkryty przez Z. Gawlika oraz miejsce jego
znalezienia.
Najazd
czeski, wspomniany wyżej, oraz związana z nim bitwa pod Pogonią, miał miejsce w
roku 1345. Ciekawe, że nieliczne kroniki, które wspominają o tej bitwie, nic
nie mówią o oblężeniu i ewentualnym zdobyciu zamku w Będzinie. Swoją drogą
zamek musiałby być wówczas świeżo wzniesiony. Być może najazd i spalenie bramy
miał miejsce wcześniej, kiedy w miejscu późniejszego zamku stał gród. Jak
Czesi, idąc od Będzina przez Pogoń (na południe) doszli (pokonani!) do Bytomia
(na północny zachód)? Pytań jest wiele, niestety – na razie bez odpowiedzi.
Przyjąwszy
hipotezę, że brama wjazdowa zostałaby zniszczona już w 1345, a więc – powiedzmy
– pięć lat po jej wzniesieniu, nie wiemy, jak wyglądało wejście na zamek przez
tak długie i ważne lata istnienia tej pogranicznej warowni. Czyżby nie
odbudowano zniszczonej bramy na zamek? A może ograniczono się tylko do
wybudowania dodatkowego obrębu murów w postaci zamku dolnego? Błaszczyk ujmuje
rzecz nieco inaczej, sugerując przebudowę tego regionu najpierw po pożarze w
1616 roku (sam pożar miał miejsce w 1605, ale w 1616 sejm uchwalił konstytucje
dot. naprawy zniszczeń), drugi raz przez Lanciego.
Cała
ta konstrukcja myślowa to oczywiście jedynie hipoteza, oparta na analizie mniej
lub bardziej znanych materiałów. Zachowane relacje Gawlika i Błaszczyka nie są w tej materii jednoznaczne.
Na dziś tyle. Myślę, że starczy. Tekst pisany trochę na kolanie, a właściwie jest to przeróbka i uzupełnienie tekstu, który już kiedyś publikowałem. Jeśli jeszcze kiedyś będzie mi dane zająć się zamkiem w Będzinie, rzecz trzeba będzie ponownie gruntownie przemyśleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz