piątek, 21 grudnia 2012

ZAMEK W BĘDZINIE NA NOWO ODKRYWANY, cz. 5


BRAMA WJAZDOWA NA ZAMEK GÓRNY (BUDYNEK BRAMNY)

(UWAGA INTERNAUCI: tekst liczy grubo ponad 10 tysięcy znaków. 
Kto czyta, nie błądzi.)

Po chyba zbyt długiej przerwie pora wrócić do opisu zamku w Będzinie. Dzisiaj proponuje jedno z ciekawszych zagadnień – kwestię pierwotnego wjazdu (a raczej: wchodu:-) na zamek górny.  

Już na początku muszę przyznać – rzecz jest dość niejasna i tajemnicza. Budynek bramny (wieża bramna), dzięki któremu możemy się dostać z zamku dolnego na górny, istnieje tylko na modelach i wirtualnych rekonstrukcjach. Nie wspominają o nim żadne źródła pisane (Revisia Polski maley, 1564; Revizya zamku Będzińskiego, 1616; Lustracya województwa krakowskiego, 1660; takież Lustracye... z lat 1765 i 1789). Nie ma go na żadnej, nawet najstarszej XVI-wiecznej rycinie. Pierwszy szczegółowy opis, o którym niżej (1854/56) mówi jedynie o „otworze w murze”.

Mówiąc kolokwialnie, obecne wejście na zamek prowadzi przez dwie dziury w murze. Najpierw pierwsza „dziura”, potem idziemy kilkanaście metrów międzymurzem, aż napotykamy drugą „dziurę” i już jesteśmy na dziedzińcu. Tymczasem w średniowieczu rzecz nie wyglądała tak prosto – to drugie wejście zostało przebite w murze wewnętrznym później, być może nawet dopiero w XVIII wieku. Nie wiem, czy da się to dzisiaj jednoznacznie stwierdzić. Najstarsze plany nie są w tej kwestii jednoznaczne (zresztą zbyt mało szczegółowe). Z całą pewnością ów otwór widoczny jest na rycinie zamieszczonej w „Przyjacielu Ludu” w roku 1843, a więc już po restauracji Lanci`ego. Idąc dalej – także na rycinie datowanej około roku 1800 jest coś, co najwyraźniej jest owym otworem.

Ta rycina datowana jest na ogół w okolicach 1800 roku.
 
 Bodajże pierwsza rycina przedstawiająca zamek już po odbudowie Lanciego.

Zamek na planie Będzina, ok. 1875. Wyraźnie widać te wszystkie elementy, o których traktuje niniejszy artykuł.

W Archiwum w Łodzi zachował się „Akt oddania pod nadzór Magistratu Miasta Będzina zamku królewskiego w temże Mieście istniejącego” z roku 1856. Urzędnicy chcieli zapewne wiedzieć, o czym piszą, więc w dokumencie przywołują „opisanie ogólne” zamku, sporządzone dwa lata wcześniej. Nie będę cytował całego, tylko fragmenty dotyczące wjazdu na zamek górny: Przez otwór w murze --- zasklepiony bramą dwuskrzylną z tarcic 1½’’ grubych szalowaną i głowaczami nabitą, dawniej kolorem popielatym klejowo pomalowaną 4 hakami w mur wmurowanemu, 4 długimi zawiasami, zamkiem wielkim z kluczem - - tudzież 2 szufragami u dołu, góry okute po 16 stopniach --- z kamienia łamanego ułożonych i mocno zrujnowanych wchodzi się, [na] dziedziniec.

Przekładając to na język bardziej ludzki chodzi o to, że w miejscu naszej domniemanej wieży bramnej była owa dziura w murze, a za nią rumowisko z czytelnymi jeszcze schodami prowadzącymi na dziedziniec. Jako że jedna fotografia zastępuje tysiąc słów – proszę bardzo: tak to wyglądało jeszcze kilkadziesiąt lat temu:

Zdjęcie ukazuje stan tego fragmentu ruin zamku, jaki widzieli jego badacze przystępując do badań archeologiczno-architektonicznych i później odbudowy warowni. Pierwszy otwór w murze (tuż przed którym stał fotograf, to owa „pierwsza dziura w murze” czyli miejsce, gdzie dziś znajduje się wejście do zamku. Tyle że dziś na wprost ujrzymy ścianę (mur) a wówczas było tu ogromne rumowisko z pozostałościami sklepienia (na zdjęciu widoczne po prawej stronie).

Ta sama relacja kilka linijek dalej mówi też o wspominanym wcześniej istniejącym do dziś przejściu przez mur wewnętrzny na dziedziniec: dziedziniec z dwóch [sic!] stron zamknięty ścianami zamku a z trzeciej murem --- 170 stóp długim, 18 stóp zrównanej wysokości mającym --- porysowanym, w nim są: drzwi jednoskrzydłe u góry podkoliste z tarcic 1½ grubych szalowane, głowaczami nabite kolorem popielatym dawniej pomalowane 2 hakami z muterkami przytwierdzonemi  okute.

Połowa XIX wieku to czas, kiedy kończą się opisy typu lustracyjnego, a zaczyna literatura. Na przykład „Tygodnik Ilustrowany” z roku 1861: Baszta [chodzi o wieżę okrągłą, stołp – przyp. JK] i równy jej co do wysokości czworogranny gmach z grubych na sążeń murów, tudzież niewielki dziedziniec, równie grubym a wysokim na jakie 5 do 6 sążni otoczony murem, tworzyły jądro zamczyska. Drugi mur, niższy o połowę, okrążał je naokoło w odległości kilku zaledwie łokci, panując bezpośrednio nad spadkiem wzgórza i parowem oddzielającym zamek od całego wierzchołka góry. Dwie bramy [podkr. moje – JK], bronione wysokimi parapetami, prowadziły do środka od strony rzeki; od strony zaś miasta nad parowem wznosiła się dotąd istniejąca, rzucona na arkadach, olbrzymia murowana kładka na półtora łokcia szeroka, tak, że pojedynczo tylko przechodzić ją było można. Ciekawy jest passus o dwóch bramach. Autor – w odróżnieniu od wielu współczesnych będzinian – wiedział o istnieniu bramy na zamek dolny, zachowanej do dziś w dolnych partiach oraz wiedział (domniemywał?) o nieistniejącej już wówczas bramie na zamek górny. Jest jeszcze możliwość, że owej drugiej bramy doszukiwał się w nieistniejącym już południowym fragmencie muru zamku dolnego, na granicy z miastem. Jednak takie rozwiązanie – ze względu na warowny charakter budowli – wydaje się mało prawdopodobne. Być może jednak w czasach nowożytnych powstała w tym miejscu jakaś furtka, ułatwiająca komunikację między zamkiem a miastem.

Wydaje się że wyżej cytowany opis znał Marian Kantor-Mirski, pisząc w roku 1931: Dwie bramy prowadzące do zamku od strony rzeki, bronione wysokimi parapetami, posiadały samborza t.j. pięterka, przeznaczone dla straży i stróżów wrotnych. Wewnętrzny mur posiadał tylko jedną bramę i jedną furtkę. A kawałek dalej: Pod całym gmachem znajdowały się obszerne piwnice, zaś w skale od strony rzeki, do której przypierał zewnętrzny mur obronny, wykute były kazamaty, posiadające strzelnice. W początkach istnienia zamku, w tym murze miała znajdować się jeszcze jedna brama wiodąca podziemnym chodnikiem, wykutym w skale, do zamku górnego.

Trochę pofantazjowaliśmy, wróćmy jednak do tematu…

Jak zatem na zamek wchodzili pierwotni jego mieszkańcy? Otóż w miejscu, gdzie dziś znajduje się pierwsze wejście na zamek, znajdowała się specjalna wieża bramna, być może trzykondygnacyjna. Po wejściu do niej należało – tak jak dziś – skręcić w lewo i cały czas podążać międzymurzem. Po zrobieniu rundki dookoła zamku – teren tam cały czas się wznosił, podobnie jak dziś – dochodziło się ponownie do owej wieży, ale już na poziomie jej II kondygnacji. Po wejściu do środka trzeba było skierować się na prawo i wzdłuż zachodniej ściany budynku mieszkalnego, mniej więcej przez dzisiejszą kawiarnię, wchodziło się na zamek.

Widok zamku górnego. Linią przerywaną zaznaczono drogę na zamek – od pierwszej kondygnacji wieży, następnie w lewo, cały czas międzymurzem, tam się droga wznosi aż dochodzimy od drugiej strony znowu do wieży bramnej, ale już na poziomie drugiej kondygnacji wieży. Następnie skręcamy w prawo i już jesteśmy na dziedzińcu. Kolorem szarym zaznaczono odkryty fragment muru w poprzek międzymurza na wysokości przypory budynku mieszkalnego oraz zamurowane (po zniszczeniu bramy) wejście na dziedziniec.

Do dziś zachowały się strzelnice w zachodniej ścianie kasztelu, skierowane na dziedziniec, co nie miałoby sensu, gdyby nie miały strzec wejścia na zamek.

Wieża bramna nie została ostatecznie zrekonstruowana, mimo że taki był początkowy projekt odbudowy zamku – zachowała się natomiast na istniejącym modelu zamku. Oto, co na ten temat pisał jej odkrywca i autor rekonstrukcji, Zygmunt Gawlik:

Szerokość bramy wskazuje, że nie była furtką wejściową lecz bramą wjazdową, co jest zrozumiałe w związku z koniecznością codziennego zaopatrzenia załogi. Normalnym zjawiskiem było przeprowadzenie drogi wjazdowej na dziedziniec zamkowy na dłuższej przestrzeni międzymurza i to najchętniej jeśli na to pozwalały warunki terenowe w stronę lewą, gdyż wówczas wjeżdżający musiał jechać nieosłonięty tarczą. Samej zaś załodze dłuższa droga wjazdu dawała czas na obronę w razie zaskoczenia przez nieprzyjaciela. Międzymurze, po opuszczeniu brony, bywało także pułapką dla wdzierającego się nieprzyjaciela. Międzymurze, po spuszczeniu brony, bywało także pułapką dla wdzierającego się nieprzyjaciela.

W chwili prowadzenia prac architektonicznych sytuacja nie przedstawiała się jednak tak prosto. Widać to na umieszczonym wyżej zdjęciu i poniższych ilustracjach:.

 Dolna część północnej ściany budynku mieszkalnego, dziś niewidoczna. Wyraźnie widać przejście miedzy dziedzińcem a międzymurzem, wzdłuż ściany budynku. Widoczna strzelnica znajduje się na drugiej kondygnacji, pierwsza kondygnacja zagruzowana. Stan przed przebudową 1952-1956. To samo miejsce przedstawia poniższy rysunek:

Fragment planu Gawlika.

Po przejściu „dziury” w murze (dzisiejszej bramy) można było albo skręcić w lewo i dalej iść międzymurzem (jak w przytoczonym wyżej opisie Z. Gawlika) albo prosto, po rumowisku, na dziedziniec. Na powyższym planie, wykonanym przez samego Gawlika, widać być może schody. Trudno było przypuszczać, żeby wjazd na zamek był na wprost. Znacznie osłabiłoby to militarny charakter obiektu.

Oprócz różnic wysokości istnieje jeszcze jeden problem związany z poszczególnymi kondygnacjami bramy wjazdowej. Otóż wejście dolne do wieży jest bardziej z lewej strony, natomiast wejście górne (z międzymurza na dziedziniec) bardziej z prawej, bezpośrednio przy zachodnim murze budynku mieszkalnego. Widać to na ilustracji poniżej:


Strzałkami zaznaczono wejście do budynku bramnego i z międzymurza na dziedziniec.

Trudno sobie jednak wyobrazić w praktyce przydatność takiego rozwiązania w kontekście obronnego charakteru całego założenia zamkowego. To wejście z poziomu II kondygnacji na dziedziniec powinno znajdować się raczej wewnątrz budynku bramnego, a nie na zewnątrz, nieosłonięte. Rozwiązanie tego problemu przyniosły wykopaliska z lat 50. ubiegłego wieku. Otóż na prawo od drugiego wejścia, na przedłużeniu przypory budynku mieszkalnego, odkryto mur. Wówczas wieża bramna na II (oraz III) kondygnacji byłaby nieco szersza niż na I kondygnacji (chyba że na prawo od wejścia umieścilibyśmy jakieś niewielkie pomieszczenie dla straży). Sytuacja tego miejsca już z odkrytymi murami została przedstawiona na poniższej ilustracji:


Na rzucie widać wyraźnie przerwę w I murze obwodowym przechodzącą tuz obok budynku mieszkalnego. Przerwa ta już w czasach nowożytnych została zabudowana przez dwa mniej więcej metrowej grubości mury: północny (podtrzymujący sklepienie piwnicy, czyli dzisiejszej karczmy) oraz południowy, od strony międzymurza. Przy okazji: ciekawe, że wąski mur po lewej Błaszczyk określił jako „mur zamykający – nowy” (tu akurat tego napisu nie widać, bo zamalowany).


W efekcie dało to mniej więcej taki wynik:


Rekonstrukcja  zamku górnego w Będzinie.
Prawy narożnik wieży bramnej przylega do lewego narożnika budynku mieszkalnego.



 Wejście do budynku bramnego już od strony międzymurza, na II kondygnacji (wejście z drewnianego ganku na murze to juz III kondygnacja).

Powyższe ilustracje pochodzi z wielokrotnie już opisywanej przez mnie komputerowej wizualiacji zamku w Będzinie. Ciekawie wychodzi ich porównanie z dawnymi koncepcjami Gawlika:


J. Gumowski w latach 30. ubiegłego wieku widział to tak:


Skoro przypuszczamy, że tak mogła wyglądać brama wjazdowa na zamek górny i związany z nią ciąg komunikacyjny, należałoby się zastanowić kiedy i w jakich okolicznościach przestała ona istnieć. Ciekawe, że nie ma jej na najstarszym wizerunku zamku Mathiasa Gerunga. Jeśli bliżej przyjrzeć się owej weducie, można zauważyć dziwną pustkę w miejscu, gdzie powinna znajdować się brama.

Zygmunt Gawlik, który odkopał resztki domniemanej bramy, opisał to następująco:
Badania przeprowadzone w murze pierścienia górnego przy ścianie szczytowej [budynku mieszkalnego – JK] dały ciekawe wyniki. Odkryta została dolna część bramy wjazdowej na dziedziniec górnego zamku. I wówczas stała się zrozumiałą strzelnica w ścianie szczytowej. Broniła ona wjazdu na dziedziniec górnego zamku. Poziom bramy był znacznie niższy niż wierzch istniejącego sklepienia. Rzecz zrozumiała, że sklepienie to oparte na nowszym murze jest również młodsze.

Istniejące bramy [chodzi o dwa przejścia – w I oraz II murze obwodowym, należące do jednego hipotetycznego budynku bramnego – JK] pozostawały między sobą w jakimś logicznym związku komunikacyjnym. Brama dolna i górna były tej samej szerokości. Można więc wnioskować, że służyły tej samej funkcji. Linia komunikacyjna biegła pomiędzy nimi międzymurzem. Różnica jednak pomiędzy pierwotnym poziomem bramy w dolnym pierścieniu a bramą w górnym pierścieniu jest znaczna i wynosi ~4,90 m. Ta różnica musiała być pokonana na 112 m. międzymurza.

Zbadana zawartość warstwy w otworze wejściowym odkrytej górnej bramy okazała się równie ciekawą i cenną. Siedemnaście części żelaznych, przeważnie grotów strzał, część przepalonego topora wojennego z resztkami zwęglonego styliska i śladem jego całej długości. Ślady na ziemi wypalonych desek zwalonej bramy, pieniądz srebrny i sporo ceramiki. Wszystko spalone, zbite, wgniecione w gruz i ziemię, mówiły, że rozegrała się tu jakaś tragiczna walka. Spalona ostatnia brama na dziedziniec zamkowy świadczyłaby o tym, że zamek został zdobyty. Znalezione przedmioty i wydobytą ceramikę określił archeolog dr Leńczyk w Krakowskim Muzeum Archeologicznym jako typową dla epoki Kazimierza Wielkiego. Zdarzenie to rozgrywało się w murach Kazimierzowskiego zamku.

Jeśli przeglądniemy dzieje panowania tego monarchy, to musimy zwrócić uwagę na nagły najazd czeskiego króla Jana Luksemburskiego. Był to rewanż za zajęcie części księstwa raciborskiego przez wojska polskie. Kazimierz Wielki musiał się cofnąć ze Śląska i zamknął się w murach Krakowa. Wojska czeskie podsunęły się pod stolicę i usiłowały ją zdobyć. Nie mogły tego jednak dokazać, trapione zaś były wielce [przez] oddziały „picowników” (partyzantów), które przede wszystkim odcinały Czechom dowóz żywności. Król Jan widząc, że nie zdobędzie Krakowa, rozdzielił swą armię na dwie części dla niszczenia kraju na większym obszarze i dla lepszego wyżywienia swych wojsk i rozpoczął odwrót.

Wojska czeskie maszerowały [dwiema kolumnami – JK] na Olkusz i Lelów. Na drodze marszu znalazł się zamek w Będzinie. Opatrzony niewielką załogą zamek nie mógłby się oprzeć tak znacznej na owe czasy armii Jana Luksemburskiego. I dlatego wydaje się prawdopodobne, że spalona brama górnego zamku łączy się z tymi wydarzeniami. Wiemy, że walki toczyły się pod Będzinem. Armie czeskie poniosły klęski pod wsią Pogoń [dziś dzielnica Sosnowca od strony Będzina – JK] i Białą. Cofając się Czesi usiłowali zdobyć jeszcze Bytom, który się jednak oparł.

Jan Długosz, Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego:
Jan król Czeski, w swych zuchwałych zamiarach wkroczywszy do królestwa Polskiego przez powiaty Opawski, Cieszyński i Oświęcimski, stanął naprzód dnia dwunastego lipca obozem w Czyżynach pod Krakowem, i przez dwa dni i dwie nocy urządzając swoje stanowiska, część królestwa Polskiego graniczącą z Szlązkiem pożogami i łupieżą spustoszył; Kazimierz jednak król Polski z swojem wojskiem, które był zebrał dla dania odporu Janowi królowi Czeskiemu, trzymał się przezornie i bacznie już-to w zamkach, już w miejscach ukrytych, upatrując sposobnej pory do działania i korzystnego stoczenia bitwy. A gdy rzeczony Jan król Czeski, odparty od Krakowa, cofał się ku Czechom z małym oddziałem, wysiawszy wojsko całe, na dwie części podzielone, jedno pod Lelów, a drugie ku Olkuszowi, aby szerzej rozpuścić zagony i większą Polaków nawiedzieć klęską: wtedy rycerstwo króla, Kazimierza wiedząc, iż Czesi rozdzieleni wyszli kraj Polski pustoszyć, porwało się do broni i spiesznie za nimi pobiegło, a naprzód tych, którzy ciągnęli pod Olkusz, u wsi Pogoni, drugich zaś dążących ku Lelowu u wsi Białej doścignąwszy, i z wielkim krzykiem uderzywszy z tylu na Czechów, wszystek lud najtęższy i najwaleczniejszy z łatwością rozbiło i pokonało.

Relacja ta przynosi wiele rewelacyjnych wiadomości, ale także rodzi liczne wątpliwości. Po pierwsze kwestia topora, a przy okazji innych znalezisk. W innej relacji Gawlik określił go jako „topór wojenny czeski o długiej rękojeści” i na tym kończy się wszelki ślad. Według wstępnych ustaleń nie ma tego topora tam, gdzie być powinien, to znaczy w Muzeum Archeologicznym w Krakowie (gdzie był badany) ani w Muzeum w Bytomiu (które gromadziło zabytki z wykopalisk będzińskich przed utworzeniem Muzeum Zagłębia) ani w Muzeum Zagłębia w Będzinie, które wówczas jeszcze nie istniało. O toporze nie wspomniał także W. Błaszczyk w swej potężnej księdze, archeologicznej przecież. Czyżby o nim nie wiedział? Sprawa jest o tyle istotna, że być może współcześnie dałoby się przeprowadzić nową analizę chronologiczną zdobytego materiału i zweryfikować dane podane przez Gawlika (zachował się jedynie rysunek topora i miejsca jego odkrycia). [Edit: nie jestem w stu procentach pewien, czy Błaszczyk nie pisał o toporze, ale nie mogę znaleźć takiego fragmentu. Jest w tekście mowa o dwóch toporach, w tym jednym opisanym już przez Kantora. Drugi z opisanych toporów raczej nie jest tym opisanym przez Gawlika. Na innym jeszcze miejscu Błaszczyk opisuje trzy siekiery, w tym jedną znalezioną na międzymurzu, w sumie niedaleko od gruzowiska domniemanej wieży bramnej – żadna z nich także nie jest toporem Gawlika.]

Na ilustracjach poniżej widać topór odkryty przez Z. Gawlika oraz miejsce jego znalezienia.
 



Najazd czeski, wspomniany wyżej, oraz związana z nim bitwa pod Pogonią, miał miejsce w roku 1345. Ciekawe, że nieliczne kroniki, które wspominają o tej bitwie, nic nie mówią o oblężeniu i ewentualnym zdobyciu zamku w Będzinie. Swoją drogą zamek musiałby być wówczas świeżo wzniesiony. Być może najazd i spalenie bramy miał miejsce wcześniej, kiedy w miejscu późniejszego zamku stał gród. Jak Czesi, idąc od Będzina przez Pogoń (na południe) doszli (pokonani!) do Bytomia (na północny zachód)? Pytań jest wiele, niestety – na razie bez odpowiedzi.

Przyjąwszy hipotezę, że brama wjazdowa zostałaby zniszczona już w 1345, a więc – powiedzmy – pięć lat po jej wzniesieniu, nie wiemy, jak wyglądało wejście na zamek przez tak długie i ważne lata istnienia tej pogranicznej warowni. Czyżby nie odbudowano zniszczonej bramy na zamek? A może ograniczono się tylko do wybudowania dodatkowego obrębu murów w postaci zamku dolnego? Błaszczyk ujmuje rzecz nieco inaczej, sugerując przebudowę tego regionu najpierw po pożarze w 1616 roku (sam pożar miał miejsce w 1605, ale w 1616 sejm uchwalił konstytucje dot. naprawy zniszczeń), drugi raz przez Lanciego.

Cała ta konstrukcja myślowa to oczywiście jedynie hipoteza, oparta na analizie mniej lub bardziej znanych materiałów. Zachowane relacje Gawlika i Błaszczyka nie są w tej materii jednoznaczne. 

Na dziś tyle. Myślę, że starczy. Tekst pisany trochę na kolanie, a właściwie jest to przeróbka i uzupełnienie tekstu, który już kiedyś publikowałem. Jeśli jeszcze kiedyś będzie mi dane zająć się zamkiem w Będzinie, rzecz trzeba będzie ponownie gruntownie przemyśleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz