Miałem wczoraj (6.10.2009) "Spotkanie z Dorotką". Była to mpreza organizowana przez Starostwo Powiatowe w Będzinie oraz nowego proboszcza w Grodźcu mająca na celu niejako "ożywienie" wzgórza, popularnie nazywanego Dorotką oraz stojącego na jej szczycie kościoła pw. św. Doroty (XVII w.). Moja rola sprowadzała się do mówienia zaproszonym gościom (do południa były to szkoły średnie powiatu będzińskiego, po południe mieszkańcy i zaproszeni goście) o historii i tradycji tego miejsca. Mi mówiło się dobrze...
...zainteresowanie słuchaczy ( w części przedpołudniowej) zdaje się być tradycyjne:
Przelałem dziś na papier skrót mniej więcej tego co mówiłem - i co znajdzie się wkrótce na łamach "Ziemi Będzińskiej". Tak to idzie mniej więcej:
Góra św. Doroty, popularna „Dorotka”, dawniej nazywana Górą Przemienienia Pańskiego a ludowo także Zagłębiowskim Olimpem, to najwyższe wzniesienie (382 m. npm) Zagłębia Dąbrowskiego. Na pierwszy rzut oka niepozorna, ale widoczna z odległości wielu kilometrów, od wieków przykuwa uwagę swoją charakterystyczną sylwetką. I choć trudno sobie ją wyobrazić jako nie zalesione wzgórze, jakim w istocie była przynajmniej przez ostatnie wieki, to jednak pozostaje – obok będzińskiego zamku – najbardziej charakterystycznym i rozpoznawalnym symbolem Zagłębia.
Jako ze stanowi część prastarej wsi, a obecnie dzielnicy Grodziec, od dziesięcioleci poszukiwano na jej szczycie słowiańskiego grodziska. Rzecz narzucała się sama przez siebie, nawet początkowe efekty zdawały się potwierdzać jego istnienie. Gród, rzeczywiście znaleziono, ale aż z epoki kultury łużyckiej, ponad dwa tysiące lat temu… W średniowieczu nikt się tutaj nie osiedlił, w przeciwieństwie do nieodległej, ale znacznie mniejszej Góry Zamkowej. Dlaczego akurat ta ostatnia stała się miejscem ostatecznej obrony okolicznych mieszkańców a w konsekwencji zalążkiem przyszłego miasta – prawdopodobnie oprócz czynnika wzniesienia istotny wpływ miała tu przepływająca rzeka. I to nie ze względu na dostępność wody pitnej (wszak na zboczu Dorotki jeszcze dziś bije źródełko) ale dlatego, że okalając wzgórze swoimi zabagnionymi brzegami znacznie zwiększała jego naturalną obronność.
Prawdziwa kariera Dorotki rozpoczęła się wraz z budową na jej szczycie kościoła. Choć wzniesiony został w roku 1635 trudno doszukać się w nim wyraźnych wpływów królującego wówczas baroku. Skromna w swym założeniu świątynia, wzniesiona dzięki fundacji odwiecznych właścicieli Grodźca – zakonu Norbertanek na Zwierzyńcu pod Krakowem – przeznaczona była dla…. no właśnie, dla kogo? Kościoły, jeśli nie były miejscami modlitwy i odosobnienia dla klasztorów o nieco surowszej regule, zazwyczaj budowano dla okolicznych mieszkańców, jako siedzibę parafii. Po co zatem budowano kościół na Dorotce, skoro nikt tam nie mieszkał, a najbliżsi mieszkańcy mieli do kościoła kilkaset metrów ostro pod górkę? Może prawdą jest, ze miejsce to rzeczywiście było przed wiekami poświęcone jakimś słowiańskim bóstwom, a budowa świątyni miała być w sumie typową dla chrześcijaństwa próbą chrystianizacji pogańskiego miejsca i takichże tradycji? Nie minęło zresztą wiele czasu, a kościół rzeczywiście się przydał – kiedy w roku 1638 spłonął drewniany grodziecki kościół św. Katarzyny, właśnie na Dorotkę przeniesiono wszystkie nabożeństwa. To tymczasowe rozwiązanie w typowo polski sposób przekształciło się w rzeczywistość dnia powszedniego na bardzo długie lata – nowy, już murowany kościół w Grodźcu zbudowano dopiero w pierwszej połowie XVIII wieku.
W XIX stuleciu samo wzgórze jak i stojący na nim kościół stały się symbolami polskości. Jak do tego doszło, trzeba sobie uzmysłowić przebieg ówczesnych granic. Dorotka zawsze leżała w granicach państwa polskiego (pomińmy w tym miejscu kwestię przynależności Księstwa Siewierskiego), Siewierskiego po rozbiorach w zaborze rosyjskim, przejściowo nazywanym Królestwem Polskim. Tymczasem za miedzą, po drugiej stronie Brynicy, wielu Polaków pozostawało już od średniowiecza pod obcym panowaniem – najpierw czeskim, następnie austriackim a w końcu pruskim (niemieckim). Przy czym nie był to żaden zabór – to po prostu integralna część obcego i przez wieki wrogiego państwa. Widoczne z oddali wzgórze dla mieszkających tam Polaków było widocznym symbolem dawnej ojczyzny. Wtedy zrodziła się też tradycja pielgrzymowania na Dorotkę, zwłaszcza w dzień św. Doroty oraz Święto Przemienienia Pańskiego. Pielgrzymki te, choć w zmienionej formie, przetrwały jeszcze po dziś dzień.
Mają Polacy swoją Jasną Górę, mają Ślązacy Świętą Annę, Zagłębiacy zaś Dorotkę. Dobrze o tym pamiętać i dobrze o tym przypominać, zwłaszcza że miejsce to, tak charakterystyczne, pozostaje dotąd jakby niewykorzystane. Ostatnie wydarzenia wskazują jednak, że coś się ruszyło i idzie ku dobremu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz