środa, 4 marca 2015

DIVCI KAMEN (i Zláta Koruna)

Wśród wielu zaległości na tym "zagłębiowskim" blogu są te, dotyczące naszych rodzinnych eskapad do południowych sąsiadów. Dzisiaj kolej na mało znany u nas w Polsce zamek - Dívčí Kámen. Nawet CD Kramla przyznała, że to niezwykle urokliwe miejsce. A jeśli dodam, że na Dívčí Kámen poszlismy w czasie naszego kilkudniowego pobytu w Czeskim Krumlowie, to już coś znaczy. W myśl pewnej informacji, wyczytanej w jednym z przewodników, że z Czeskim Krumlowem jest jak z wisienką na torcie - to trzeba sobie zostawić na koniec, bo potem nic już nie będzie w Czechach takie jak to widzieliśmy wcześniej.

Po drodze była Zláta Koruna - klasztor w przepięknie położonym miasteczku. Sam klasztor mogliśmy zwiedzić tylko z zewnątrz, bo jak to w Czechach zazwyczaj bywa, kościoły są raczej pozamykane; często widuje się stare, opuszczone klasztory. Najbardziej godny uwagi był przyklasztorny antykwariat. Ooo, to coś więcej niż zwykły antykwariat - bo i miejscowego wina można było sobie z beczki zakosztować. W środku zaś coś, wobec czego nigdy nie potrafię przejść obojętnie - makieta. Popatrzcie sami - aż by się chciało w "Ogniem i Mieczem" zagrać...


Makieta ma już swoje lata, jest już trochę z niszczona, ale ogrodowa fontanna działa!

Obok makiety jeszcze jedna moja miłość datująca się od późnego dzieciństwa, której nie mogłem nie sfotografować:

Na starych mapach klasztoru można dokładnie zobaczyć pięknie meandrującą w całej tej uroczej okolicy Wełtawę.

Przyziemie którejś z przyklasztornych budowli:

Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Trisov, gdzie z parkingu mieliśmy kilkugodzinny spacer w kierunku zamku. Cały ten wyjazd odbyliśmy jeszcze z Antkiem, i to w wieku "wózkowym", co znacznie ułatwiało nam realizację zaplanowanych zamierzeń. A sam spacer był długi i fantastyczny. Zaczął się przy kapliczce.

W pewnym momencie między drzewami ujrzeliśmy monumentalne ruiny, jako żywo przypominające to, co mozna zobaczyć u nas na Jurze. Może dlatego właśnie poczuliśmy się niemal jak u siebie w domu? Dziwna rzecz, ale sam zamek nie był na jakimś górującym wzniesieniu.

Trzeba jeszcze było zejść w dolinę wijącej się rzeczki, dopływu Wełtawy. Dno było kamieniste i ktoś sie tymi kamieniami (może divcimi?) nieźle pobawił.

Wreszcie jesteśmy. Ceny biletów na szczęście nie zwalają z nóg, choć w Czechach różnie z tym bywa.

Sam zamek jest rówieśnikiem większości obiektów z naszej Jury - XIV wiek. O jego burzliwych dziejach można poczytać na www.divcikamen.cz po czesku, niemiecku i angielsku, więc rozpisywał się nie będę.

Prawda, że piękne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz