Co czytali kilkunastoletni chłopcy w czasach, kiedy jeszcze kilkunastoletni chłopcy czytali w ogóle - Niziurski, Liskowacki, Nienacki, May, Szklarski, Wernic... Pewnie jeszcze trochę można by wyliczyć. Ostatnio, wertując rocznik francuskiego L`Illustration Journal Universel (z 1863 roku - gazeta ta wówczas była mniej więcej tym, czym dzisiaj wiadomości telewizyjne) przebogaty jeśli chodzi o ryciny ilustrujące przebieg polskiego powstania (u nas nazywanego Styczniowym) znalazłem coś takiego:
I zaraz wróciły wspomnienia z dziecinnych lektur. Do dziś pamiętam tę historię: kilku młodych Dakotów wraca z polowania. Chyba coś im nie poszło, wracali w dość wisielczych humorach i kiedy napotkali samotną farmę białego człowieka, chcąc zaimponować sobie nawzajem swoją dzielnością, wymordowali całą rodzinę. Tak zaczął się ciąg wydarzeń, który wkrótce przekształcił się w powstanie Siouxów (Dakotów) w Minnesocie w roku 1862. Cały trzeci tom Złota Gór Czarnych Krystyny i Adolfa Szklarskich jest właśnie o tym powstaniu. Jak większość chłopaków, miałem to wydanie z ilustracjami, na których uczyłem się rysować Indian, z mapką powstania na wklejce i z obrazkami pokazującymi język migowy. Jednym słowem - późna podstawówka. Powstanie (tytuł tego tomu: Ostatnia walka Dakotów) skończyło się jak każde inne powstanie indiańskie, a i polskie przy okazji (myśmy w tym samym czasie też walczyli z silniejszym wrogiem, i w naszych szeregach też byli czerwoni) - w mieście Mankato powieszono 38 pojmanych Indian, którym w "uczciwym procesie" wykazano winę.
Czyż nie brzmi to jak opis drogi naszych zesłańców na Syberię?
Wśród
skazanych na powieszenie znajdował się wódz
Przecięty Nos oraz dwóch Mdewakantonów - Samotny Pies i Chytry
Lis. Ci dwaj ostatni razem z poległym uprzednio w Fort Ridgely Czarnym Orłem i
Szarymi Oczami w przeddzień wybuchu
powstania brali udział w napadzie na farmę Bakerów.
Zostali oni rozpoznani przez dwie pozostałe przy życiu
białe kobiety. Szli teraz razem z innymi skazanymi skuci kajdanami. Skazańcy
transportowani przez żołnierzy stale byli
napastowani przez białych osadników. O ile przedtem w czasie napadów
biali na ogół nie stawiali żadnego oporu, o tyle
teraz wszyscy łaknęli łatwej zemsty. Gdy
konwój przechodził przez ruiny Nowego Ulmu, na ulice wylegli wszyscy mieszkańcy miasta. Szczególnie napastliwe były kobiety, które
kłuły Indian nożyczkami, widelcami, oblewały gorącą
wodą. Nawet kilku żołnierzy
z konwoju odniosło rany. W Mankato skazańcy
zostali zamknięci w wiezieniu.
Zaraz też rozpoczęto przygotowania do masowej egzekucji.
Ostatecznie powieszono 38 Indian:
Na placu w mięście
Mankato wybudowano wielką, czworoboczną
szubienicę. W drugim dniu Świąt
Bożego Narodzenia 1862 roku stanęło
pod nią jednocześnie
trzydziestu ośmiu Santee Dakotów.
Zachowali sie mężnie
w obliczu śmierci. Gdy rozbrzmiało
uderzenie werbli, Santee Dakotowie zaczęli
śpiewać swoją
pieśń śmierci i z nią
odeszli do Krainy Wielkiego Ducha.
Katem szubienicznym był
na ochotnika William Duley, który zdołał ocalić
się podczas napadu na Lake Shetek, ale stracił tam dwoje dzieci. Jego dalszych dwoje dzieci razem
z żoną znalazło się w obozie jenieckim. Ciała straconych na szubienicy Santee Dakotów nie
zaznały spokoju w masowym grobie. Jeszcze tego samego wieczoru po egzekucji
biali lekarze z okolicznych miast wykopali zwłoki w celu sporządzenia z nich szkieletów do nauki anatomii.
Oba cytaty pochodzą oczywiście ze Złota Gór Czarnych. W sieci znalazłem jeszcze jedną, niemal identyczną ilustrację pokazującą tamto wydarzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz