Parę dni temu, 13 stycznia, tekst ukazał się w internetowym wydaniu "Dziennika Zachodniego". Przeklejam go i tutaj, bo tam szybciej zniknie.
MUZYKĄ W
SYSTEM
Widokiem
czołgów na ulicy
Hukiem
helikopterów
Rannym
przemówieniem premiera
Powitaliśmy
stan wojenny w kraju miłującym wolność
Tak poeta, Zbigniew Herbert (wyśpiewany przez Przemysław Gintrowskiego),
opisał pamiętny niedzielny poranek 13 grudnia roku 1981. W wielu domach był to
moment zdecydowanie bardziej prozaiczny, żeby nie powiedzieć: dramatyczny. Dla
kilku tysięcy polskich dzieci nieważne było nawet, czy Teleranek był w
telewizji czy też nie, skoro już o świcie do drzwi mieszkania „zapukało” ZOMO i
aresztowało tatę… Pamiętam widok zapłakanej mamy w drzwiach pokoju i słowa o
tym, że wybuchła wojna. Spojrzałem przez okno – przed blokiem stali żołnierze,
dwóch czy trzech, grzejący dłonie oddechami. Że telefony były wyłączone
dowiedziałem się znaczniej później, bo takiego urządzenia w ogóle wtedy w domu
nie posiadaliśmy.
Trauma pierwszych miesięcy stanu wojennego i późniejszych latach
trafiała do mnie, jako do dziecka, stopniowo. Na początku były to dla nas
niemal ferie zimowe – do szkoły poszliśmy dopiero w styczniu. Nie wiem, czy w
odległym o kilkaset kilometrów w Toruniu wspominało się coś o pacyfikacji
„Wujka”, ale o strajku na kopalni „Piast” w Bieruniu rodzice rozmawiali.
Dopiero z czasem, od połowy lat 80., wraz z nauką w liceum, rosła nasza,
pokoleniowa świadomość tego się działo. A może wcześniej? W szkole podstawowej
w gablocie wisiał wielki plakat – reprodukcja „Manifestu” PKWN. Widzieliśmy go
codziennie, omawialiśmy na lekcjach wiedzy o społeczeństwie. Nauczyciel mówił
nam, jak wyglądają wyboru do sejmu, a my – 13-letnie łebki – wiedzieliśmy, że
to jest jakaś wierutna bzdura. Jak tylko skończyliśmy szkołę, już po wakacjach,
poszliśmy z kumplem i wyciągnęliśmy ten plakat; z tej kradzieży chyba nigdy się
nie wyspowiadałem. Potem sprzed jego technikum nocą zwinęliśmy flagę z sierpem
i młotem. Czy to były czyny bohaterskie czy szczenięce wybryki – nie wiem, ale
nikt nie chciał być obojętny. I pamiętam jeszcze żal do pierwszej naszej
polonistki, że taka niby patriotka, a uciekła z Polski.
Muzyka, życie jak muzyka
Ja wiem, nasza jedyna broń
Mocniejsza od czołgów, mocniejsza od bomb
I choćby wszystkie siły zaprzysięgły się
Duchowa amunicja: ja kocham cię (IZRAEL)
Jednak dopiero w liceum zaczęło się myślenie o otaczającej nas
rzeczywistości. Nie brała się ta wiedza ze szkoły, tylko z ulicy i słuchanych
kaset z muzyką. Już same nazwy zespołów, przycięte przez cenzurę, mówiły same
za siebie. Rejestracja Przedpoborowych,
która musiała się nazwać po prostu Rejestracją
(druga, obok Republiki – z której
nazwą też zresztą były problemy – legenda toruńskiego undergroundu). Kontrola Władzy zmieniła się w Kontrolę W., Brygada Kryzys w Brygadę
K. Pluton Egzekucyjny w Pluton E., Izrael w Issiael.
Z kolei Moskwa (zespół tak
znanych później Gumy, Maleo i Stopy) nie mogła zwać się Moskwą tylko… M-kwą.
Ten język ktoś nazwał koalangiem – najwyraźniej musiał przeczytać „Paradyzję”
Janusza Zajdla. Ale my wówczas, w drugiej połowie lat 80., świetnie się tym
językiem posługiwaliśmy.
Dwieście lat niewoli – z krótką przerwą w międzywojniu – świetnie
nauczyło nas, Polaków, czytać między wierszami. A że wiersze zaśpiewane mają
większą siłę rażenia, przez dodanie dodatkowej, bo muzycznej emocji – dlatego
śpiewaliśmy dużo i głośno. I nagrywaliśmy jak tylko się dało. Kiedy widzę dziś
na wystawie w Śląskim Centrum Wolności i Solidarności im. Dziewięciu Górników z
„Wujka” srebrno-czarny magnetofon kasetowy to uświadamiam sobie, jak ważne było
to urządzenie. Jechaliśmy z nim do Jarocina, na Muzyczny Camping do Brodnicy,
Reggae nad Wartą w Gorzowie Wielkopolskim – to taka swoista letnia trasa
koncertowa. Te kasety, dziś pieczołowicie schowane w pudłach, ale też
digitalizowane przez nas, „muzycznych archiwistów” – ileż wśród nich perełek!
Są wśród nich takie, które istnieją tylko w jednym albo kilku egzemplarzach. Na
przykład taki koncert Kryzysu, po
którym prowadząca zapowiedziała następny zespół Turbo. Dopiero po latach dowiedziałem się z autobiografii
Roberta Brylewskiego, że jest to nagranie z jednego z koncertów zagranych
podczas trasy na Górnym Śląsku, który Kryzys
odbył właśnie z Turbo. Albo
kaseta, wydana „oficjalnie” – „Młodzież z partią… skończy”. Z jednej strony Kult, z drugiej Róże Europy (kto dziś pamięta nawiązywała do tytułu książki o
przywódcach państwa totalitarnych?). Nie śpiewali jeszcze wtedy o dziewczynach
jak jedwab, tylko o tym, że „Anarchia jest poza kontrolą” a „Najlepszy uczeń”
to generał Jaruzelski:
Oczy widziały zranione serca
Lecz oczy te nigdy nie płaczą
Generale, przestań imaginować
Skoro wszystko wygląda inaczej
Wbrew wszechobecnej cenzurze (a pod tym pojęciem rozumiem także
dyrektorów szkół, którzy kontrolowali teksty piosenek zespołów mających próby w
szkolnych świetlicach) o generale śpiewano często i mocno:
Generale, nie boimy się tej wojny wcale!
To Wańka Wstańka i
świętej pamięci Bufet. Nie tylko Jaruzelski był bohaterem piosenek, ale także
inni, jemu podobni. Grudziądzka Cela nr
3 świat widziała tak:
Dzięki tym czerwonym świniom
Znowu upadam na ziemię.
A chyba najbardziej znany z tamtych lat Dezerter (wcześniejsza nazwa SS-20, nawiązująca do
radzieckich rakiet balistycznych, też oczywiście nie mogła umknąć cenzurze):
Znowu szwindel szykują nowy
Znów chcą się dobrać do twojej głowy
Nie możesz ciągle dostawać w ryj
Nie daj się zabić – żyj!
Kto tego słuchał, ten nie mógł pozostać obojętny. Moskwa:
Dlaczego stoimy i tylko patrzymy, dlaczego nic więcej od lat?
Zrywaj kajdany, choć ręce będą krwawić
Nie patrz za siebie, bo nie ma tam ciebie
Zaciśnij pięść i prosto przed siebie!
To punki, bo rastamani wojnę z systemem traktowali raczej w kategoriach
duchowych:
Dosyć rozpaczy, dosyć przekleństw
Podnieście wyżej głowy, podnieście w górę ręce
Pamiętaj, nadejdzie czas odkupienia
Pamiętaj, nadzieja bliska jest spełnienia
Przed nami wielka przestrzeń… (DAAB)
Konieczną wydaje się uwaga, dlaczego powyżej słowo „oficjalne” ująłem w
cudzysłów. Bo oficjalnie wydane płyty zespołów, które można uznać za
„niezależne” czy „undergroundowe” (bez wchodzenia w dyskusję, co te terminy
oznaczają) można policzyć na palcach obu rąk. Dopiero pod koniec lat 80.,
dzięki Klubowi Płytowemu „Razem”, liczba tych wydawnictw znacznie wzrosła, choć
nadal daleka była od ideału. Ekipa BBC, która przyjechała do Polski nagrać film
o swoistym fenomenie festiwalu w Jarocinie nie mogła wyjść ze zdumienia, że w
Polsce zespoły nie mogą po prostu wejść do studia by zwyczajnie zarejestrować
swoją twórczość. Cały ten podziemny ruch muzyczny odbywał się na zasadzie tzw.
„trzeciego obiegu”. Dziś to pojęcie niemal zapomniane, w ogóle nie zauważane
przez historyków, a stanowiło zupełnie odrębny świat. Pierwszy obieg, ten
oficjalny, przeczesany przez cenzurę, był dla nas niestrawny. Żaden PerfeCt, żaden Bajm, nawet słynną listę przebojów Trójki wielu z nas
obchodziło szerokim łukiem. To nie był nasz świat. Drugi obieg też nie, bo nie
bardzo dotyczył nas, ludzi młodych. Zbyt skoncentrowany na polityce, łamaniu
praw pracowniczych, podziemnej „Solidarności”… Musieliśmy stworzyć własną
kulturę, zwaną przez niechętnych podkulturą (jako kalka z angielskiego subculture).
Kasety z muzyką („jakość taka sobie, ale nie pękaj, bo lepszej nie będzie”),
gazetki odbijane na ksero (tzw. ziny), festiwale i lokalne przeglądy zespołów
muzycznych…
Trochę zawiedzeni światem dorosłych i ich martyrologią związaną z traumą stanu wojennego i delegalizacją „Solidarności”, tworzyliśmy też własne struktury. Od małych, lokalnych, kilkuosobowych grupek przyjaciół i znajomych, zazwyczaj z jednej klasy, po te bardziej znane. W całej Polsce było ich kilkaset, wiele z własnymi wydawnictwami, ale czterem, mającym bardziej niż lokalny zasięg, należy się choćby wymienienie. To przede wszystkim Federacja Młodzieży Walczącej, Międzyszkolny Komitet Oporu, Ruch Wolność i Pokój czy wreszcie Pomarańczowa Alternatywa. Ciekawym może być prześwietlenie dzisiejszych naszych polityków, także tych z pierwszych stron gazet, kto z jaką formacją był wówczas związany. Nie będę podpowiadał, polecam własne poszukiwania.
Wiele rzeczy ciągle jest nieznanych i być może już niedługo nadejdzie
czas, kiedy nie będziemy w stanie odkryć wszystkich znaczeń i aluzji.
Przykładowo – podobno tekst piosenki „Objazdowe nieme kino”, mało przecież
martyrologicznego Perfectu,
nawiązuje do pacyfikacji kopalni „Wujek” (słynne „Chcemy bić ZOMO” zamiast
„Chcemy być sobą” to zasługa bardziej publiczności przychodzącej na koncerty
niż samego zespołu). Sam byłem niedawno zdumiony odkryciem, że piosenka legendy
gliwickiej sceny niezależnej, zespół R.A.P. (Reggae Against Politics) „Żołnierzu,
wyrzuć broń”, powstała w okolicach 1982-83 roku, też mówi o tych
najtragiczniejszych chwilach stanu wojennego na Śląsku:
Żołnierzu, wyrzuć broń na śmietnik
Dość już wojen, chcemy żyć
Ucisz gniew swojego serca
W imię czego masz się bić
Żołnierzu, ściągnij hełm i maskę…
Patrzymy dziś na zdjęcia z pacyfikacji „Wujka” i widzimy wyraźnie, że o
to autorowi chodziło. A że musiał ubrać swoje emocje w słowa o bezsensie wojny
– cóż, takie właśnie były realia i cenzura, która trzeba było obejść. Koalang i
czytanie między wierszami.
Zaczęliśmy ten tekst od Herberta i Gintrowskiego, zatem jeszcze jedna
piosenka z płyty „Raport z oblężonego miasta”, bo on też śpiewał o tej
pacyfikacji. Tekst jest anonimowy, ale z uwagi na podaną liczbę ofiar jest
niezwykłym świadectwem chwili, kiedy niektórzy z postrzelonych górników jeszcze
żyli:
Ich było tylko siedmiu
Mieli za broń zniszczone pracą ręce
Górniczy drelich, wiarę w Boga
Nic więcej
Dobrze jest dziś pamiętać o tamtych, dość już odległych czasach. Na
lekcjach muzealnych, zatytułowanych „Mój tata był punkiem” oraz „Młodzież z
partią… skończy” w siedzibie Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności właśnie
tę cześć naszej historii przekazujemy młodemu pokoleniu. Lekcje są mocno
okraszone obrazem i muzyką. Nauczyciele wspominają swoje lata dumne i chmurne,
a młodzież słucha zapomnianych piosenek, które dla ich rodziców mogły być
najważniejszą częścią ich świata. Świata, o którym w ferworze codziennej walki
o zapewnienie godnego życia rodzinie często już dzisiaj zapomnieli. Może pora
otworzyć stare pudła i poszperać w pamiątkach własnej przeszłości. Może ktoś
sobie przypomni, jak przed laty, w rocznicę 13 lub 16 grudnia, ubierał się na
czarno i jedną (zazwyczaj czwartą) ze szkolnych przerw spędzał w absolutnej
ciszy i milczeniu. Nikt mu tego nie nakazywał, nauczyciele, a zwłaszcza
dyrektorzy, byli raczej przeciwni. Dziś chcemy trochę nawiązać do tego
zapomnianego już dziś zwyczaju, zapoczątkowanego przez Międzyszkolny Komitet
Oporu. Oczywiście już nie jako oddolna akcja uczniowska – teraz wiele zależy od
nauczycieli i wychowawców. Kilka szkół z naszego regionu chce się w tę akcję
„Cichej Przerwy’ włączyć, nawet jeśli nie miałaby to być cała przerwa, a
jedynie minuta ciszy. W Katowicach będzie łatwiej, bo 16 grudnia o godzinie 11
stanie całe miasto i zawyją syreny. Dobrze jest powiedzieć naszym dzieciom,
dlaczego. A potem, albo wcześniej, przeszukać internet w poszukiwaniu tych
starych, zaangażowanych piosenek.
Dokąd pójdziemy, Polsko?
Dokąd pójdziemy?
Poprowadź mnie za rękę
I opowiadać co słychać u Ciebie.
Co słychać – opowiadaj
I nie wstydź się mnie, Polsko
Nie wstydź się
Już dobrze, zgaszę światło
I będę szukał w ciemnościach ciebie
(Sztywny Pal Azji)
POST SCRIPTUM
W jednym z
komentarzy pod artykułem w „DZ” kolega rozwinął nieco wątek toruńskiego PLUTONU
EGZEKUCYJNEGO. Zatem jeszcze jeden cytacik, prosto z Torunia:
Obłuda i
oszustwo, czerwone kołtuństwo [?]
Zakała
świata, czerwona szmata
Kraj Rad!


