poniedziałek, 16 listopada 2020

KRZYWOPŁOTY - rekonesans

Zdalna praca, rekonwalescencja, liczenie kroków, wreszcie listopadowa rocznica - to wszystko wzięte razem złożyło się na krótki wypad z Antkiem w okolice Bydlina i Krzywopłotów. Chciałem na żywo zobaczyć, to o czym ostatnio podczytuję i porobić własne fotki.

Pierwsza (i aż do wczoraj jedyna) moja wizyta w Bydlinie miała miejsce ze dwie dekady temu, może nawet z okładem. Wiele się w tym czasie na Jurze zmieniło - turystyczna infrastruktura przyciąga turystów. Do ruin zamku na szczycie wzgórza nie trzeba się już przedzierać przez krzaki. Z parkingu na zamek jakieś 200 metrów, na długi spacer nie ma co liczyć. Od razu widać okopy. Zawsze je było dobrze widać, zachowały sie wokół wzgórza w stanie nad wyraz dobrym, teraz jeszcze poprawionym i uczytelnionym. Prowadzone niedawno prace archeologiczne pozwoliły m.in. na dokładne przebadanie zachowanej ziemianki. Zrekonstruowane fragmenty umocnień pięknie wtapiają się w okoliczną rzeczywistość.

Pamiętam ten mój pierwszy raz w Bydlinie. Nie znałem wówczas szczegółów, zapytałem jakiegoś miejscowego o miejsce bitwy pod Krzywopłotami. Krzywopłotami? Jakimi Krzywopłotami? Ta bitwa była tu, w Bydlinie. Może Krzywopłoty ładniej brzmią?

Nie był to chrzest bojowy legionistów, wśród których było wielu chłopaków z Zagłębia i Dąbrowy Górniczej - to przecież w "Sztygarce" było jedno z ważniejszych biur meldunkowych skupiających ochotników gotowych iść za Piłsudskim). Od wymarszu pierwszej kadrowej z krakowskich Oleandrów minęło już kilka miesięcy. Najpierw była ofensywa (oczywiście nie samodzielna, tylko u boku, a w zasadzie w składzie, CK armii) - aż do Wisły, gdzieś pod Dęblin i Laski. Legioniści nie czuli się przegrani - to zresztą powszechne doświadczenie zwykłych żołnierzy, którzy dzielnie i nie bez ofiar zdobyli lasek za młynem po czym przy wieczornym ognisku dowiedzieli się, że ich armia właśnie przegrała bitwę. Odwrót wprawdzie jeszcze nie zamienił się w ucieczkę, ale kiedy wycofano się niemal w granice Austro-Węgier - można było czuć zaniepokojenie. Stąd pozostawienie przez komendanta na stanowiskach polowych pod Krzywopłotami i Bydlinem dwóch batalionów piechoty i artylerii, by na czele reszty wojsk ruszyć śmiałym - i słynnym - marszem na Ulinę Małą i Kraków.


Na miejscu pozostały dwa (z pięciu) batalionów piechoty: IV i VI. Bardziej doświadczony batalion IV pod dowództwem Tadeusza "Wyrwy" Furgalskiego, obsadził wzgórze zamkowe (Wzgórze Święty Krzyż), zajmując świeżo wykopane (przez żołnierzy VI batalionu) linie umocnień. Za wzgórzem (na zachód) stanęły dwie baterie austriackich haubic oraz dwie baterie artylerii legionowej kpt. Brzozy. VI, rekrucki batalion, stanął nieco z tyłu, w stronę Krzywopłotów. Dwie austro-węgierskie (z nazwy, bo w obu służyli głównie Czesi i Polacy) brygady piechoty stanęły niejako na skrzydłach: 92 brygada (ta bardziej "polska") na wysokim wzniesieniu na wschód od Bydlina, "czeska" 91 brygada w lasach za Zawadką i Załężem. Dla poprawności całego obrazu koniecznym będzie dodać, że opisane tu pokrótce pozycje były tylko niewielkim wycinkiem z całej linii frontu, ciągnącej się pośród skał i zamków Jury. Dla nas jednak najważniejszym.

Szkic sytuacyjny pozycji polskich pod Krzywopłotami (czyli w Bydlinie): 1 i 3 kompania IV batalionu obsadza linie okopów na wschód od zamku. 4 i 5 kompania znajdowały się nieco z tyłu, osłaniając m.in. pozycje polskiej artylerii, podczas gdy 2 znajdowała się (najprawdopodobniej - tuż obok 1, nieco na zachód od niej. Kółeczkiem zaznaczyłem rejon dawnego młyna.

 

Patrząc na zdjęcia z epoki trudno nie zauważyć istotnej zmiany, która nastąpiła na przestrzeni ostatniego stulecia: łagodne wzgórza bardziej porosły lasami. Ale sama dolina nadal jest podmokła jak wtedy, leniwie rozlewająca się rzeczka do dziś wije się wśród krzaków i mokradeł. Samego młyna na północ od cmentarza już nie ma, choć część zabudowań istniejącego tu gospodarstwa pewnie kryje jakieś jego pozostałości. Mimo wszystko nadal dość łatwo można sobie wyobrazić linię uderzenia oddziałów rosyjskich z Załęża na zachód wzdłuż dolinki. Wzgórze z zamkiem niemal automatycznie jawi się jako klasyczna pozycja ryglowa, wzmocniona niejako armatami strzelającymi zza winkla (CK haubice mogły oczywiście bić ponad wzgórzem).

 Tak prezentowała się okolica przed stu laty (ŹRÓDŁO)

A tak dzisiaj. Na dwóch dolnych zdjęciach widać miejsce, gdzie niegdyś stał młyn (i drogę od młyna  w kierunku cmentarza).

Przebiegu bitwy nie będę teraz opisywał, znaleźć można w sieci to i owo, nawet relacje bezpośrednich uczestników starć. Dla naszych, regionalnych spraw, istotny jest udziali co najmniej kilkudziesięciu legionistów z Zagłębia w tym boju niemal u progu swoich rodzinnych domów. Pomnik na bydlińskim cmentarzu, wzniesiony już w 1920 roku, wymienia z nazwiska 34 poległych - w tym brata jednego z ojców naszej niepodległości (Paderewskiego) - oraz 12 bezimiennych. Sam Stanisław Paderewski, dowodzący 3 kompanią VI batalionu, też może być potraktowany jako "chłopak z Zagłębia". Bo skąd, jak nie stąd, mógł być - choć urodzony pod Zasławiem - polski inżynier górniczy? W samej "Sztygarce" - o dziwo - się nie uczył, ale pracował m.in. w pobliskich kopalniach (w Bolesławiu oraz zagórskim "Mortimerze"). Poległ 18 listopada - pojutrze będzie rocznica - i swoją postawą (a pewnie i pochodzeniem) zasłużył na oddzielny pomnik, w dolince nieopodal dawnego młyna, dokładnie w miejscu, gdzie padł.


Pierwsze moje zainteresowanie bitwą pod Krzywopłotami zaowocowało - a jakże! - prostą grą planszową. Pora chyba na nowszą, wierniejszą jeśli chodzi o realia choć w założeniach równie prostą - jej wersję.

Pierwotna mapa do "Bitwy pod Krzywopłotami"


Oraz zestaw żetonów.  Instrukcję można znaleźć tutaj na blogu, ale teraz nie warto, bo wkrótce będzie nowa :)

Wizyta w Bydlinie nie zajęła nam wiele czasu. Więcej było jazdy samochodem niż spaceru. Wzgórze, cmentarz, krzyż, mogiła Paderewskiego - wszystko to znajduje się w promieniu kilkuset metrów. Nawet z kluczeniem to tu, to tam, wyszło jakieś 5 tysięcy kroków. Zmrok jeszcze nie zapadł, więc postanowiliśmy ruszyć do domu nieco okrężną, choć również historyczno-przyrodniczą drogą - przez Kwaśniów Dolny i Pustynię Błędowską.

Cel krótkiej wizyty w Kwaśniowie Dolnym - niepozorny budynek gospodarczy będący dawną, XVI-wieczną strażnicą jurajską.

Prawie jak w Sharm-el-Sheikh (z naciskiem na prawie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz