piątek, 26 lipca 2013

O UPADKU MOCARSTWA

Książka wpadła mi w ręce: Carol Stevens, Rosyjskie wojny 1460-1730. Narodziny mocarstwa. Chętnie przytuliłbym jakieś rosyjskojęzyczne wydawnictwo na ten temat, jakiegoś rosyjskiego autora. Mógłby jeszcze być ukraiński. Ale jak się nie ma, co się lubi...


Po anglosaskiej wersji opisu wydarzeń nie spodziewam się wiele, młodzieńczy zachwyt pisarstwem Daviesa dawno mam już za sobą. Ale że temat mnie interesuje, postanowiłem zajrzeć do środka w poszukiwaniu tego, co interesuje mnie najbardziej, schyłku XVI stulecia i wojen naszego węgierskiego króla, jego słynnych wojen o Połock, Wielkie Łuki i Psków. Tu pierwsze zaskoczenie. W książce znajduje się kalendarium wydarzeń, niby dość obszerne, ale... zobaczcie sami odnośny fragment:

(...)
1572 - Rozwiązanie opriczniny; drugi najazd Krymu odparty; reorganizacja południowych umocnień w kolejnych latach
1577-1582 - Wyniszczenie księstwa; ucieczki i nędza w centrum kraju;
1580-1581 - Wprowadzenie tzw. zakazanych lat (ograniczenie chłopom swobody zmiany pana)
1582 - Rozejm w Jamie Zapolskim
1583 - Traktat kończący wojnę ze Szwecją; Narwa i Iwangród przechodzą we władanie Szwecji
(...)

Hm, najwyraźniej zwycięski marsz Batorego słynny jest tylko w naszej rodzimej historiografii. Cóż tam kalendarium! Zajrzyjmy do środka.

Szukam, szukam, wreszcie jest odnośny fragment. Na tyle krótki, że mogę zacytować w całości:
Po długim interregnum polski sejm wybrał Stefana Batorego na króla zjednoczonej unią Rzeczpospolitej Obojga Narodów i przegłosował podatek na wojnę z Iwanem. Rzeczpospolita wkrótce zmusiła moskiewskie garnizony do zwrotu kilku podbitych fortec ku radości miejscowych. W 1579 r. Batory odbił Połock i nie zwlekając przypuścił błyskawiczny szturm na moskiewskie miasta. Armia dowodzona przez Litwę odbiła Wielkie Łuki z rąk niewielkiego garnizonu moskiewskiego. Holm padł w 1580 r., po czym Batory obległ Psków na pięć miesięcy w latach 1581-1582, a jednocześnie Szwedzi zaatakowali Moskwę dalej na północy.

Boskie. A najbardziej podoba mi się fragment, że na czele wojsk stanęła Litwa. A ja, biedny, myślałem, że wojskiem dowodził niejaki Batory.

Więcej rzeczy na razie nie szukałem, spojrzałem jeszcze tylko pobieżnie na akapit o bitwie pod Orszą. Ale poszukałem mapek, jak w każdej książce dotyczącej historii wojen. Ich jakość jest odwrotnie proporcjonalna do podziękowań za możliwość ich wykorzystania. Po dłuższej chwili zorientowałem się, że autor jest... kobietą, więc patrzę na to nieco łagodniej. Wiem z doświadczenia, jaki jest stosunek płci pięknej do kartografii.

DYGRESJA NA MARGINESIE: lekcja historii w liceum. Stoi dziewczyna przed wielką mapą Europy w XVII wieku i ma wskazać, gdzie leży Polska. Niewtajemniczonym podpowiem, że Polska (razem z Wielkim Księstwem Litewskim) na tej mapie to taka wielka różowa plama zajmująca znaczną część arkusza. A ona stoi, szuka, i znaleźć nie może.
To samo liceum, tylko lekcja geografii, dziewczyna chyba inna. Mapa polityczna współczesnej Europy. Polecenie: proszę wskazać Francję. Efekt ten sam - długie sanie przed mapą i wpatrywanie się w kontry, bez rezultatu.
Parę lat później - teraz już studia i niezły hardcore. Egzamin z historii powszechnej XIX wieku. Wielka mapa fizyczna (! - to ważne) Europy, kumpel (nie dziewczyna) dostaje pytanie: proszę pokazać przebieg granic poszczególnych państw niemieckich. Ile ich wtedy było? Ze trzydzieści? Na szczęście profesor  na poprawce zadawał dokładnie te same pytania. Był czas na doszkolenie.

Wracając do książki, jeszcze dwa słowa o jednej mapie. "Wojna trzynastoletnia 1654 - 1667". Dużo z niej nie wynika, ale pierwsze co rzuca się w oczy to "miasta, w których Kozacy i Polacy wymordowali Żydów w latach 1648-1652" oraz strzałka pokazująca ruchy wojsk z opisem: "Rebelia kozacka (...) Pokonawszy polską armię Kozacy wraz z polskim chłopstwem wymordowali ponad 100 000 Żydów."
Patrzę na źródło mapy - atlas Martina Gilberta. Mam w domu jeden z jego atlasów - ten dotyczący historii Żydów, nie mam zastrzeżeń, w końcu treść zgadzała się z tytułem. Ale przed laty kupiłem sobie inną jego książkę - II wojna światowa. Chciałem mieć w jednej książce całą historię tej wojny. I owszem, miałem, ale główne, co można było z tej książki wyczytać, to chyba każdy akt eksterminacji ludności żydowskiej, jakikolwiek gdziekolwiek miał miejsce. A przecież nie tylko o tym miała być ta książka - zob. tytuł. Już na pierwszych stronach można było przeczytać o podpaleniu przez Niemców (dzisiaj może trzeba by powiedzieć: nazistów) będzińskiej synagogi wraz z modlącymi się w niej Żydami. Od tamtej pory mówię, że Będzin dwukrotnie znalazł się w historii powszechnej: raz, gdy w 1589 roku zawierano na zamku traktat polsko-austriacki, dwa, to właśnie owo podpalenie synagogi. Wracając do adremu - nie wiem, czy akurat książki Gilberta są najlepszym źródłem do ilustrowania dziejów wojen rosyjskich. Może jednak autorka nie miała nic innego pod ręką.

Dlaczego jednak o tym piszę? I dlaczego taki tytuł tego posta? Bo właśnie na naszych oczach przegrywamy już nie bitwę, ale całą wojnę. Wojnę o Pamięć. Najnowszy numer "Nowego Państwa" mówi o tym wprost - jeszcze przyjdzie nam przepraszać za II wojnę światową... Szkoda, że jakoś nie możemy się w Europie przebić z naszą (czyli tą prawdziwą;) wersją historii. Prym wiedzie narracja zachodnia (ciągle trwa spór o szkołę niemiecką i francuską) oraz flirtująca z nią narracja wschodnia. A tymczasem nasze dzieje, dzieje pierwszej realnej Unii Europejskiej, miejsce, do którego ciągnęły wszyscy prześladowani w innych częściach Europy (Żydzi, innowiercy) - to wszystko są rzeczy, których nie musimy się wstydzić. Upadek państwowości polskiej musiał oczywiście spowodować krytyczne spojrzenie na ostatnie lata wolnej Rzeczypospolitej, ale później, chyba za komuny, krytykę tę przesunięto na cały okres, jaki nastąpił po "złotym wieku" ostatnich Jagiellonów. Ja w szkole uczyłem się jeszcze o snobistycznej szlachcie, która doprowadziła państwo do upadku, a przecież nauczyciele jeszcze nie zdążyli się zmienić, a jeśli już, to ich rolę przejęli ich uczniowie. Największy, słynący wolnością - i niestety pacyfizmem - kraj w Europie był ościeniem w gardłach sąsiadów. Gdyby ta zaraza wolności wylała się poza nasze granice, zagroziłaby ich absolutystycznym rządom. Dlatego granice trzeba było znieść. A że nie było ponoć w polityce nic tańszego, jak zerwanie polskiego sejmu, musiało skończyć się tak, jak się skończyło. Powywieszanie zdrajców-dygnitarzy (prawie wszystkich, bo prymas popełnił samobójstwo a król ocalał; swoją drogą to ciekawe, że jesteśmy jednym z nielicznych chyba krajów bez królobójcy w swoich dziejach) latem 1794 roku - o czym podręczniki zasadniczo milczą - nie na wiele już się zdało.

EDIT, jakąś godzinę później. Bitwy pod Kłuszynem (1610) też nie ma, ani w kalendarium, ani w samym tekście. Za to jest o... wojnie trzydziestoletniej, która Rosji nie dotyczyła. Przy dacie 1610 jest za to informacja, o wyborze na cara "Władysława z Polski". Dobre sobie. W sumie to się już nie dziwię, że książka sprzedawana jest jako dodatek do (przeterminowanego zresztą, bo o kampanii 1812 roku) numeru specjalnego magazynu "Mówią Wieki".

wtorek, 16 lipca 2013

DWIE BIOGRAFIE

Pierwszą część wakacji mamy już za sobą. Napiszę o tym w swoim czasie - znowu kilka czeskich zamków i miasteczek + awaria turbosprężarki na autostradzie. Wróciłem - i od razu dopadła mnie Historia.

Jakoś tak nawet ostatnio myślałem o żołnierzach wyklętych w kontekście regionalnym - czy mamy tu jakiegoś takiego swojaka. "Ordon" mi do tego wizerunku niespecjalnie pasował - choćby dlatego że zginął jeszcze w czasie wojny. Okazuje się, że jest ktoś taki - to Zdzisław Badocha ("Żelazny"), urodzony w roku 1923 w Dąbrowie Górniczej, tutaj też spędził pierwsze lata dzieciństwa. Jego ojciec służył w KOPie, więc cała rodzina przeniosła się na (bez)Kresy. Tam też uczęszczał do słynnego gimnazjum w Święcianach. Młody chłopak (kiedy wybuchła wojna miał 16 lat; oczywiście początek wojny liczę od '39, a nie jak bracia Rosjanie i ostatnio Niemcy od '41) na Kampanię Wrześniową się nie załapał, ale już trzy lata później zaczął konspirować, przyczyniając się do powstania pierwszego na Wileńszczyźnie oddziału partyzanckiego. Od marca 1944 roku służył w słynnej 5 Wileńskiej Brygadzie AK, dowodzonej przez mjr Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę". Już po wkroczeniu Sowietów w odtworzonej przez "Łupaszkę" 5 Brygadzie Zdzisław Badocha objął funkcję dowódcy plutonu. Zimę 45/46 i wiosnę spędził na Mazurach i Pomorzu. Awansowany na podporucznika czasu wojny zaliczał się do elity 5 Brygady AK. Zginął w wieku 23 lat w czerwcu 1946 roku - do dziś nic nie wiadomo na temat jego grobu.

"Żelazny" - fot. ze strony ŻOŁNIERZE WYKLĘCI - tam można przeczytać pełną biografię.

Grzegorz Korczyński (właściwie: Stefan Kilanowicz) był starszy od "Żelaznego" o 8 lat i z Dąbrową chyba nigdy nie miał nic wspólnego. Po śmierci ojca porzucił naukę a w 1937 roku wyjechał do Hiszpanii walczyć w cudzym interesie - tam z ramienia NKWD zajmował się m.in. czystością kadr tzw. brygad międzynarodowych. Legenda "dąbrowszczaków" pozwoliła mu później zrobić błyskotliwą karierę aż do stopnia generała. Do Polski wrócił w 1942 od razu angażując się w organizację partyzantki pod znakiem AL. Z Niemcami trochę oczywiście walczył (bezwartościowe w sumie akcje typu napad na pocztę, urząd gminy czy wymordowanie niemieckiej rodziny przynosiły tylko krwawe represje na ludności cywilnej zamieszkującej okoliczne wsie) ale jego najsłynniejszą akcją był mord ponad setki Żydów (głównie - rzecz jasna - kobiet i dzieci) w Ludmiłówce. Po wojnie pacyfikował wsie podejrzane o współpracę z antykomunistycznym podziemiem oraz współtworzył Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. W roku 1970 dowodził wojskiem pacyfikującym Wybrzeże a zwieńczeniem kariery była ambasada w Algierii, gdzie zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w roku 1971.

Jakoś te dwie skrajne sylwetki, na wskroś skraje życiorysy, przyszły do mnie jednego dnia. Nawet czytając niby programowo bezideową, a jednak nieco lewicującą Wikipedię można prześledzić zasługi obu oficerów dla Polski. Już po 1945 "Żelazny" skoncentrował się na likwidacji funkcjonariuszy UBP, milicjantów puszczając wolno. Najbardziej znany rajd z 19 maja 1946 roku przez powiaty starogardzki i kościerski doprowadził do likwidacji 7 posterunków MO (milicjanci puszczani byli wolno, tylko w Starej Kiszewie rozstrzelano kilku funkcjonariuszy UBP). "Grzegorz" stał po drugiej stronie barykady - nie spotkali się nigdy, bo jeden działał na Pomorzu, drugi na Lubelszczyźnie. Na czym polegały jego akcje pacyfikacyjne możemy się tylko domyślać. Aresztowany w 1950 (to takie wewnątrz partyjne rozrachunki) i skazany m.in. za "mordowanie ludności żydowskiej" (ciekawe, że ostatnio lansowana teza sugeruje, jakoby to AK była nastawiona antysemicko). Co jeszcze ich różni? Jednego miejsce pochówku nie jest znane, drugiego po tajemniczej (samobójczej?) śmierci pochowano w Alei Zasłużonych na Powązkach.


Na koniec zagadka: który z nich został uhonorowany ulicą w Dąbrowie Górniczej?

Chcecie znaleźć tę ulicę? Krzyżuje się z ul. Armii Krajowej... I jeszcze z ulicą Jana Mizerkiewicza, zabitego przez Gestapo działacza Organizacji Orła Białego z Ząbkowic... To ci dopiero psikus historii.

PS.
Jeszcze taka jedna smutna ciekawostka 1 MAJA W DG - zwróćcie uwagę na flagę za czerwonym transparentem.

czwartek, 4 lipca 2013

KONTRREWOLUCJA ŚWIECKICH


Kontrrewolucja świeckich. Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi

Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi (www.piotrskarga.pl) to założona w 1999 roku w Krakowie organizacja katolików świeckich, dążących do promocji w społeczeństwie katolickich wartości, takich jak tradycja, rodzina, własność. Stowarzyszenie działa w sektorze organizacji pozarządowych, na prawie państwowym. Jego członkowie podkreślają, iż w swoich działaniach kierują się nauczaniem Świętego Kościoła Katolickiego oraz wskazaniami wynikającymi z dekretu soborowego Apostolicam Actuositatem o apostolstwie świeckich.

 logo Polonia Christiana

W ciągu kilkunastu lat istnienia Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej rozwinęło swoją działalność na wielu polach, głównie w obszarze kultury, oświaty, edukacji, ewangelizacji. Wydało wiele dzieł w formie książkowej, w tym m.in. dobrze znaną w środowiskach konserwatywnych publikację prof. Plinia Correi de Oliveiry pt. „Rewolucja i Kontrrewolucja”. SKCh ks. Piotra Skargi regularnie wydaje także czasopisma: dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”, o którym wiceprezes Stowarzyszenia Sławomir Skiba napisał: Mamy nadzieję, że poprzez jego lekturę - zapoznawanie się z wiadomościami i listami do uczestników kampanii oraz różnymi, specjalnie wybranymi tekstami, zapewniamy czytelnikom i nam samym odpowiednią formację, świadomość moralną i religijną; natomiast od 2008 roku także społeczno-polityczny magazyn "Polonia Christiana". Stowarzyszenie organizowało lub współtworzyło dziesiątki akcji społecznych, kampanii promujących lub broniących chrześcijańskie wartości i symbole w przestrzeni społecznej. Ostatnią tego typu akcją była wiosenna kampania "Nie dla związków partnerskich", dzięki której do kancelarii premiera Donalda Tuska dotarło blisko 120 tysięcy protestów przeciwko ustawie umożliwiającej zawieranie związków partnerskich na równi z małżeństwem.

Od początku istnienia działaczom katolickim z Krakowa towarzyszy hasło „Przebudźmy sumienia Polaków” i postać księdza Piotra Skargi. Szczególną wymowę w kontekście rosnącego zainteresowania działaniami Stowarzyszenia ma niedawna decyzja o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego patrona Stowarzyszenia.

*   *   *
Mój drobny osobisty komentarz do powyższego tekstu TUTAJ.

* * *

Stali Czytelnicy tego bloga jak myślę zauważyli, że staram się unikać spraw społecznych, politycznych, bieżących etc. Drobnym wyjątkiem był mój komentarz do sprawy Muzeum Zagłębia w Będzinie, ale i to jest jedna setna tego co mógłbym powiedzieć. Cel bloga jest w jego tytule - to historia Zagłębia Dąbrowskiego przez pryzmat tematów, którymi zajmuję się zawodowo. Z czasem doszło trochę wątków natury bardziej osobistej, stąd pojawiły się zakładki dotyczące akcji Tama Tamie, polskiego rastamaństwa i tym podobne. To margines, taki przyczynkarsko archiwalny wkład w historię polskiej kontrkultury przełomu lat 80/90.

Jakiś czas temu z prawej strony pojawił się link przekierowujący do portalu pch24.pl. Strona ta, od czasu haniebnej roszady w "Rzeczpospolitej", stała się moją startową. Drukowaną "Polonię Christianę" kupuję i czytam od czasu, kiedy dołączony był do niej koncert Jacka Kowalskiego "Patrz tam, gdzie Sarmacja". Gazet poniżej tygodnika nie czytam wcale, najbardziej lubię miesięczniki, z tekstami nieco bardziej zdystansowanymi. Jako że bliskie mi są w większości treści zawarte na tym portalu, stąd ten link. Z pewnymi rzeczami mam problem, jak choćby z osobistą oceną postaci księdza Piotra Skargi. Lata edukacji, jeszcze w komunistycznej szkole a później na wolnym - jak się zdawało - uniwersytecie, zrobiły swoje. To swoiste "ukąszenie" lewicowe owocuje we mnie do dziś pewnym dualizmem i niemożliwością jednoznacznego wyboru opcji, poza chrześcijaństwem, przyjętym świadomie, po latach buntu i odrzucenia, już w życiu dorosłym.

Dlaczego o tym piszę? Bo portal pch24.pl zwrócił się do mnie z prośbą o umieszczenie tekstu na ich temat (a właściwie na temat Stowarzyszenia im. ks. Piotra Skargi). Zgodziłem się - ukaże się w chwilę po tym wpisie, tak, że ten swoisty komentarz znajdzie się pod spodem. Wiem, że Czytelnicy tego bloga szukają tu czegoś innego - historii regionu, wspominek rastamańskich, skanów różnych publikacji w tym broszurek tzw. "trzeciego obiegu". Chciałbym jednak, abyście czasami zajrzeli na tę podlinkowaną stronę, choćby jako odtrutkę do tego, co można przeczytać na różnych innych portalach czy obejrzeć w tv. Polecam teksty Jacka Bartyzela (pozdrowienia dla Torunia!) Grzegorza Kucharczyka i inne (polecam także celne teksty mojego rówieśnika i poety, Wojciecha Wencla - link po lewej stronie na liście blogów). Myślę, że warto czasami szerzej otworzyć oczy.